Skip to main content

Schladming – styryjska perełka – z cyklu: musisz tam być.

Autor: |
Schladming Planai - nowa gondola (fot. (c) Herbert Raffalt)
Schladming Planai - nowa gondola (fot. (c) Herbert Raffalt)

Na narciarskiej mapie Austrii znajdziesz drogi czytelniku ośrodki „wysokie”, znajdziesz ośrodki „wielkie”, znajdziesz „małe i niskie”, znajdziesz też kategorię specjalną, ośrodki, w których trzeba przynajmniej raz w życiu być. Do tej specjalnej kategorii z pewnością należy Schladming, w porównaniu z lodowcami nie jest ośrodkiem wysokim, nie jest też niskim, czy małym. Można by powiedzieć, że wysokością n.p.m. należy do średniaków, ilością tras podobnie, co zatem czyni Schladming wyjątkowym?

Odpowiedzi na to pytanie szukałem podczas wydłużonego weekendu w styczniu 2023 roku.

Z Chorzowa ruszamy niespiesznie, mamy przed sobą mniej niż 700 km, prognoza pogody dobra, winietki wcześniej kupione, samochód zalany pod korek. Jedziemy we dwóch, kolega z Warszawy przyjechał wieczorem i wyspany siada za kółkiem. Jeśli mieszkacie w środkowej części Polski lub jeszcze dalej ku północy to gorąco polecam podróż na dwa etapy z noclegiem jeszcze po polskiej stronie. Kto ma rodzinę, znajomych ten może połączyć wyjazd z odwiedzinami, reszta, mniej szczęśliwa, z pewnością znajdzie miejsce w licznych na Śląsku hotelach.

Nie ma sensu pędzić  kilkanaście godzin „na jednego kierowcę”.

Po spokojnej jeździe przez Ostrawę, Brno, Mikulow mijamy stolicę Austrii po prawej ręce i kierujemy się na Graz, by po chwili opuścić autostradę A2 i kontynuować jazdę równie komfortową S6, którą w St. Michael in der Obersteimark opuszczamy  i dalej „trójowymi, lokalnymi drogami jedziemy do Schladming.

Miasteczko wita nas przygotowaniami do Pucharu Świata, pod dolną stacją gondoli na Planai widać już konstrukcję trybuny głównej. Na oświetlonym stoku prace trwają, co zauważymy później, do nocy. Rozgrywany od 1997 roku nocny slalom należy do klasyków Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim i przyciąga co roku ponad 40 tys. widzów (miasteczko liczy ok, 6700 mieszkańców).

Ciąg dalszy pod galerią
Schladming Planai - nowa gondola (fot. (c) Herbert Raffalt) Schladming Planai - nowa gondola (fot. (c) Herbert Raffalt)

Schladming szykuje się do "The NIGHTRACE"

Jak się domyślacie „THE NIGHTRACE” jest jedną ze składowych wyjątkowości Schladming. Jazda po trasie jednego z najtrudniejszych i najbardziej znanych slalomów jest wyzwaniem dla wytrawnych narciarzy. UWAGA trasa jest zamykana kilka dni przed zawodami i ponownie udostępniana narciarzom kilka dni po imprezie.

Puchar Świata to również ogromne après ski, bary w centrum są oblegane już w weekend przed zawodami, trudno mi wyobrazić jakie tłumy goszczą w godzinach po drugim przejeździe.

Do miasteczka jeszcze wrócę w tej opowieści, teraz pora na kilka słów o zakwaterowaniu. Miejsc noclegowych jest pod dostatkiem, od apartamentów, przez pensjonaty i duże hotele, po małe, kilkupokojowe hotele butikowe. Ten stosunkowo nowy format, jest połączeniem oferty kulinarnej i wellness na poziomie 4, 5 gwiazdkowych hoteli z intymnością małego pensjonatu. Bardzo często każdy pokój ma inny wystrój, wyposażenie i łazienkę.

Gdzie spać w Schladming:

Gdy meldujemy się w hotelu, jest późne popołudnie, za wcześnie na kolację, za późno na narty. Decydujemy się sanki. Ja się później okaże, była to decyzja „na piątkę”. Elektryczną taksówką jedziemy pod sąsiednią górę. Na dolnej stacji gondoli Hochwurzen wypożyczamy sanki i wraz z liczną grupą roześmianych miłośników „robienia z siebie bałwanka” jedziemy na górę.

Na górze dylemat: zaczynamy od kolacji czy od sanek. Wygrywa głód, zauważamy, że od rana poza podróżnymi kanapkami nic nie jedliśmy. To kolejna dobra decyzja tego dnia, odkrywamy kuchnię w schronisku położonym tuż obok górnej stacji gondoli. Jest bardzo smacznie, zdradzę: wegetarianie i weganie też nie odejdą głodni.

Pełni (większa waga oznacza większą prędkość) toczymy się do początku trasy, przewodniczka uświadamia nam, że to jedna z najdłuższych tras saneczkowych w Alpach. Siadamy i jazda. Chwilę zajmuje ujarzmienie płóz i odpowiednie ułożenie ciała, jak „prosi” mkniemy w padającym śniegu ku nieznanemu. Życie szybko weryfikuje nasz profesjonalizm, kilka poprzecznych garbów i zaczynają się gleby. Wstajemy z uśmiechem i pędzimy dalej. Na końcu trasy od nieznajomych słyszymy, że od startu minęło prawie pół godziny. Bardzo szybkie pół godziny, bardzo szybkie… Otrząsamy się, ze śniegu i wracamy do hotelu.

Jutro narty.

Schladming leży na wysokości 745 m n.p.m., tereny narciarskie sięgają 2015 m n.p.m., pomijam chimeryczny lodowiec, który stracił znaczenie dla narciarzy zjazdowych, pozostając idealnym miejscem treningowym dla biegaczy.

Na nartach w Schladming jeździ się po czterech górach, zaczynając w centrum miasteczka wjeżdżamy gondolą na Planai i ruszamy bądź w kierunku znanego nam z sanek Hochwurzen, bądź w przeciwnym kierunku do Hauser Kaibling. Wybierając pierwszy wariant, po zaliczeniu tras w Planai i Hochwurzen można przenieść się na stoki ostatniej, czwartej góry, Reiteralm. W sumie na czterech górach na narciarzy czeka 50 wyciągów i 81 tras o różnym poziomie trudności. Przeważają trasy czerwone i niebieskie, kilka tras czarnych stanowi prawdziwe wyzwanie. Szczególnie czarna „1”, na której odbywa się, wspominany już, nocny slalom oraz czarne 1a i 1 b na sąsiednie górze Hauser Kibling. Jak na dobry ośrodek przystało, czarne trasy można objechać łagodniejszymi czerwonymi zjazdami.

Więcej informacji o Schladming:

Tu pojawia się kolejny powód, by odwiedzić Schladming: różnorodność. Tras jest na tyle dużo by nie nudzić się przez dłuższy czas, co spodoba się miłośnikom „liczb”. Miłośników kameralnych ośrodków przekonać do wizyty powinien widoczny gołym, okiem na mapie podział ośrodka na cztery mniejsze (oczywiście połączone ze sobą wyciągami lub skibusem). Każdy dzień pobytu można przeznaczyć na eksplorację jednej góry, by później, pod koniec tygodnia szusować po swojej ulubionej trasie, trasach.

Schronisk na stokach jest sporo, wypatrujcie tych oznaczonych tabliczką „Taste Ski Amade – Genuss-Ski-Route”, serwują najlepsze regionalne produkty, a kucharze są mistrzami w swoim fachu.

Pełen radości dzień na nartach przerwaliśmy tylko raz na kolejną kulinarną ucztę w górskim schronisku.

Ciąg dalszy pod galerią

Po nartach chwila oddechu i wyruszamy na nocne zwiedzanie. Prace przygotowawcze trwają mimo późnej pory, helikopter przenosi na stok kolejne kamery i zabezpieczenia stoku, na dole już prawie gotowa jest główna trybuna. Na lewym poboczu trasy malutka z tego miejsca koparka przenosi zwały śniegu, tworząc schody, które za kilka dni zamienią się również w trybunę dla widzów.

Wieczór kończymy w restauracji Stadthotel Brunner Schladming, wybór nieprzypadkowy. Miejsce słynie z wegańskiego TATARA z soczewicy (Linsen Tartar). Smak oszuka każdego mięsożercę, a wegetarianom i weganom, którym tęskno jeszcze za minionym smakiem, przypomni czasy, gdy zajadali się mięsnym prawzorem.  Na danie główne równie pyszne japońskie kule ryżowe, wspominam smak do dziś. Nie obawiajcie się, wybór mięs i ryb jest bardzo duży.

Ciąg dalszy pod galerią

Będąc w Schladming nie sposób nie odwiedzić Ramsau, starszym pewnie coś zaczyna dzwonić, pojawia się być może skojarzenie Małysz, Ramsau. Położona kilkanaście kilometrów i kilkaset metrów powyżej miejscowość zasłynęła w Polsce na początku wieku jako ulubione miejsce treningów Orła z Wisły. Ile to razy czytaliśmy, że Adam Małysz pojechał szlifować formę do Ramsau, że Adam Małysz właśnie wrócił z Ramsau…

Tak, Ramsau słynie z ośrodka treningowego dla skoczków, warto zobaczyć na własne oczy słynną skocznię i rzecz rzadko pokazywaną w mediach – specjalny tor do trenowania pozycji najazdowej. Jednak głównym magnesem przyciągającym turystów na ten rozległy teren, są trasy biegowe.

Ramsau to stolica austriackich biegów narciarskich, liczne trasy o różnym poziomie trudności, przystosowane zarówno do klasyka, jak i łyżwy co rok przyciągają dziesiątki tysięcy biegaczy z całego świata. Zawodowcy walczą tu o punkty Pucharu Świata, amatorzy trenują lub stawiają pierwsze kroki na biegówkach.

To też uczynił autor drugiego dnia pobytu. Mglista pogoda zrewidowała plany i zamiast zjazdów postanowiliśmy zmienić konkurencję. Wydawało się to proste, buty, wiązania, narty… okazało się wyzwaniem. O ile utrzymanie równowagi na prostej, na dwóch nogach, z kijami było względnie łatwe. To kolejne etapy dwugodzinnej lekcji dla początkujących już takie nie były. Największa mordęga? Zmiana kierunku (do poziomu ćwiczenia zjazdu nie doszliśmy) i próby utrzymania równowagi na jednej narcie. Koledze idzie znacznie lepiej, młodość i mniej zbędnych kilogramów powoduję, że Filip dość szybko odnajduje się na biegówkach, mnie idzie to z oporem.

Z reporterskiego obowiązku wspomnę tylko, że podczas kończącej naukę sztafecie (współzawodniczyliśmy z austriackimi nastolatkami) wyprowadziłem nasz team na prowadzenie. Rozpędzone kilogramy nie dały szans lekkim jak piórko dziewczętom, do nawrotu wyrobiłem kilkanaście metrów przewagi. Nadszedł moment nawrotu, grawitacja dziwnie wywinęła mym ciałem i kilogramy, do tej pory dające przewagę, stały się przyczynkiem zmiany prowadzenia… Całość wyglądała dość komicznie, ostatecznie  zajęliśmy zaszczytne drugie miejsce… na dwa startujące teamy.

Czy wrócę do biegówek? Tak, w zaciszu i ukryciu potrenuję, wrócę do Ramsau pokazać klasę…

Ciąg dalszy pod galerią

Po kosztującej nas ogrom wysiłku nauce biegania na nartach nadszedł czas uzupełnienia spalonych kalorii. Polecone Coffe Shop & Bistro Verweilzeit słynie z lekcji jogi i kuchni przyjaznej weganom i wegetarianom. Rano menu śniadaniowe i szeroki wybór ciast, w porze obiadowej ciepłe i zimne dania. Zupa ziemniaczana jest majstersztykiem smaku. Gorąco polecam, warto zmęczyć się na biegówkach dla samej tylko radości posiłku w Verweilzeit.

Posileni, kończymy wizytę w Ramsau wycieczką na rakietach śnieżnych, włóczymy się z przewodnikiem po okolicy skoczni, trochę lasem, trochę trasami biegowymi spalamy kalorie. To był inny dzień na nartach, doskonała alternatywa dla zjazdów, gdy pogoda nie sprzyja.

Do  Ramsau jeszcze wrócimy następnego, ostatniego już dnia na krótką przejażdżkę elektrycznymi  fatbikami.

Teraz czas na kolejne kulinaria. Przyznam wam, że od wielu lat równie z nartami cenię sobie dobre jedzenie na stoku i po nartach. Na drugą kolację w Schladming polecono nam, leżącą kilkanaście kilometrów od centrum gospodę Waldhausalm Miejsce słynie z kuchni, własnego stawu z rybami i latem z dużego placu zabaw dla dzieci. Jak się domyślacie, ściągnęła nas do tego miejsca kuchnia. Gospoda należy do „Almkulinarik by Richard Rauch”, formatu przygotowanego przez wyróżnionego czapką Gault Millau 33-letniego kucharza znanego również z programu kulinarnego „Küchenschlacht“ Richarda Rauch`a. W ramach projektu słynny kucharz wraz z właścicielami 15 górskich chat opracował dla każdej z nich unikalną potrawę, która przez cały sezon będzie w niej podawana. Kusimy się na wegańskie Curry dyniowe, mieszaną sałatę i pstrąga w klarowanym maśle, do tego lokalne styryjskie wino. Ogrom porcji nie pozwolił na zakończenie biesiady deserem. Espresso i mkniemy kolejną elektryczną taksówką do hotelu.

Ciąg dalszy pod galerią

Niedziela, ostatni dzień w Schladming wita nas poprawą pogody, na niebie pojawia się błękit. Przed wyruszeniem w drogę powrotną wspinamy się raz jeszcze do Ramsau. Czeka tam na nas Michael Stix, miejscowy guru rowerów górskich, zimą zajmujący się wynajmem elektrycznych fatbajków  i prowadzeniem wycieczek po górach. Dwugodzinna przejażdżka po okolicy wieńczy wydłużony weekend w Schladming.

Dlaczego warto odwiedzić Schladming

Odpowiadając na zadane na wstępie pytanie, podzielę się z Wami moją osobistą opinią. Dlaczego warto odwiedzić Schladming?

  • Magia nocnego Pucharu Świata - tak, lubię zmierzyć się z "kultowymi" trasami.
  • Różnorodność tras.
  • Kuchnia, przyznałem się wcześniej do "łakomstwa" na stoku - w Schladming jest gdzie dobrze zjeść.
  • Pobliskie Ramsau oferujące trasy biegowe na najwyższym poziomie.
  • Inne atrakcje, rakiety śnieżne, fatbajki i oczywiście nocne znazdy na sankach.
  • Kuchnia przyjazna wegetarianom i weganom.
  • PS - jest blisko, z Katowic ok. 7 godzin samochodem :)

  • Redaktor naczelny Piotr Burda