Skip to main content

La Molina - Czyli na narty do Hiszpanii

Autor: |
Trasy (foto: J. Krężel)
Trasy (foto: J. Krężel)

Cóż, przyznacie Państwo brzmi to bardzo dziwnie i co najmniej jak żart. Kraj ten kojarzy się z palmami, pomarańczami, sjestą, czyli raczej z tropikiem niż choćby przelotnym opadem białego puchu. No niestety pomylić się można bardzo, a okazuje się, że w kraju tym odbywają się zawody Pucharu Świata Kobiet i Pucharu Europy Niepełnosprawnych w Narciarstwie Alpejskim.

Wyjazd na wczasy do Hiszpanii to w dzisiejszych czasach rzecz prosta i naturalna. Kupuje się bilet w biurze podróży i koniec zmartwień- leżymy na dowolnie wybranej plaży. Jeśli jednak chcemy pojechać na narty, to sprawy się komplikują. Duża odległość wysokie ceny i chyba mała popularność powodują, iż nie wyręczy nas biuro i zdani jesteśmy na własną pomysłowość i inwencję w dotarciu do pirenejskich stoków narciarskich.

Najprościej dolecieć samolotem do Barcelony - uwaga na nadbagaż, sprzęt waży połowę tego, co można zabrać bez dopłat. Tu wynajmujemy przy lotnisku samochód i jedziemy jakieś sto osiemdziesiąt kilometrów do La Moliny. Ośrodek ten leż około pięćdziesiąt kilometrów od Andory pomiędzy miasteczkiem Alp a Puigcerda. Sugerowałbym po przejechaniu jakiś stu kilometrów zdjęcie nogi z gazu i baczne rozejrzenie się za zjazdem do Montserrat, klasztoru benedyktynów zawieszonego nad chmurami, na pionowych skałach. Robi niesamowite wrażenie i ciągle się zastanawiam jak w średniowieczu można było coś takiego wybudować.

Niestety po opłaceniu samochodu, za kieszeń łapiemy się zanim dotrzemy na miejsce. Za wszystkie opłaty drogowe w jedną stronę trzeba wydać około30E. La Molina to typowo narciarskie miasteczko. Więcej hoteli i pensjonatów niż prywatnych domów, a wszystkie utrzymane w katalońskim klimacie. Ciężkie budynki zbudowane z kamienia, paropiętrowe hotele wyglądają jak średniowieczne fortece.

Przeciętna cena za dobę w czterogwiazdkowym hotelu to pięćdziesiąt euro (plus oczywiście wyżywienie) zaś sześciodniowy skipas kosztuje 180 euro. Warto zabrać ze sobą słowniczek bo jedyny język, w  którym można się tam dogadać  to ich własny i nie liczcie Państwo na swój wyśmienity Angielski.

No i przejdźmy do powodu naszej wyprawy- nart. Same góry budzą znacznie większy respekt niż Alpy są masywne i przypominają mi trochę nasze Beskidy tyle, że nadmuchane do granic wytrzymałości. Ponoć opady śniegu są tam niewielkie, ale na stokach stoi tyle armatek ile jeszcze nigdy w jednym miejscu nie widziałem. Trasy przygotowane są perfekcyjnie myślę, że nawet Austriacy mogliby się tu czegoś nauczyć bo coraz częściej zdarza im się o tym obowiązku zapominać. Nie liczyłem ile jest tu kilometrów tras zjazdowych, ale tak na oko to więcej niż w przeciętnym alpejskim kurorcie. Z kompleksu parkingów w różnych kierunkach jadą kanapy i jedna gondola, która tu nazywa się telekabina. W La Molinie byłem na finale Pucharu Europy Niepełnosprawnych pod koniec marca, więc pogoda była rewelacyjna. Ostre słońce opalało w mgnieniu oka, temperatury dochodziły do dwudziestu paru stopni.

Śnieg po południu rozpuszczał się i około godziny czternastej na stokach płynęła woda. W nocy temperatury spadają do minus dziesięciu i to co wczoraj było wodą dziś do południa jest siwiuteńkim lodowiskiem. Raj dla zawodników, amatorzy zaczynają w południe. Gdybym miał do wyboru narty w Alpach czy  w Pirenejach bez wahania wybrałbym Hiszpanię. Uciążliwą podróż wynagradzają wspaniałe warunki śnieżno pogodowe.

Jeszcze jedna ciekawostka. Nie potrafię zrozumieć z czego utrzymują się ludzie w okolicznych miasteczkach. Wszystkie sklepy i bary (poza hipermarketami) otwarte są od godziny ósmej do jedenastej i po przerwie od siedemnastej do osiemnastej. I jak w dawnym Związku Radzieckim, gdy idziesz do knajpy zjeść obiad ta jest zamknięta z powodu przerwy obiadowej. No ale my tam mamy jeździć a nie zwiedzać restauracji więc ta drobna niedogodność nie musi nas dotyczyć.

Trasy (foto: J. Krężel) Trasy (foto: J. Krężel)
Klasztor Montserrat (foto: J. Krężel) Klasztor Montserrat (foto: J. Krężel)
Bliski koniec sezonu (foto: J. Krężel) Bliski koniec sezonu (foto: J. Krężel)