Na narty do centrum handlowego.

Relacja z wyjazdu do Dniepropietrowska na testowanie sztucznych stoków narciarskich.
Obecnie, w dobie coraz większego zintensyfikowania życia, coraz mniej czasu mamy na relaks i wypoczynek. Kiedy czasu jest trochę więcej, w weekendy, czy wolne dni wielu z nas skutecznie jest zniechęcanych do wyjazdów w tereny rekreacyjne ze względu na korki. Dlatego coraz większą popularnością cieszą się halowe odmiany wielu dyscyplin sportu i form rekreacji. I tak mamy mechaniczne bieżnie, kryte baseny, sztuczne ściany do wspinaczki, rowery treningowe, nawet sztuczne fale i tory do uprawiania windsurfingu. Niemal wszystkie uprawiane współcześnie dyscypliny sportu wymagające dużych przestrzeni i specjalnych warunków przyrodniczych mają już swoje odmiany halowe. Narciarstwo zjazdowe, jako jedna z ostatnich dyscyplin, do tej pory nie mogło pochwalić się szeroko rozpropagowaną odmianą indoor. Jednak od około dwóch lat w sąsiedniej Ukrainie produkowane są sztuczne stoki narciarskie. Dzięki zaproszeniu redakcji narty.pl przez importera ukraińskich mechanicznych stoków, firmę Mazuria - Bravo mieliśmy okazję przetestować ten produkt niejako u źródła, czyli w Dniepropietrowsku, mieście, w którym mieści się wytwórnia.
Wizyta na Ukrainie miała miejsce w dniach 13-16 stycznia. W dniu wyjazdu, przed godziną 22.00 w najbliższym sąsiedztwie Dworca Centralnego w Warszawie oczekiwał na nas bus, którym mieliśmy odbyć 1300 kilometrową podróż do Dniepropietrowska. Zawiódł niestety system wyznaczania czasu przejazdu za pomocą google maps, który nie bierze pod uwagę warunków drogowych. W efekcie na cały wyjazd trwający około 70 godzin, w busie spędziliśmy jakieś 60. Nie mniej atmosfera była znakomita, co pozwoliło w miarę bez bólu przetrwać całą podróż. Na umówione miejsce dotarliśmy o czasie, kosztem skróconego o kilka godzin noclegu.
Halowy ośrodek narciarski o nazwie Gornostay, od nazwy firmy będącej producentem sztucznych stoków, mieści się na terenie jednego z miejskich centrów handlowych. Kompleks składa się z dwóch pracujących równolegle stoków z wypożyczalnią sprzętu oraz części gastronomicznej. Wszystko zaprojektowane w alpejskim stylu w większości w drewnie. W restauracji można się poczuć jak w prawdziwym zimowym apres ski. Co do menu, to organizatorzy zadbali, aby można było spróbować chyba wszystkich specjałów, jakie są tam oferowane. Ilość dań naprawdę robiła wrażanie. Ja jako smakosz bardzo wybredny i wychowany na ortodoksyjnej kuchni polskiej, miałem pewne obawy co do wyszynku. Dystans do specjałów ukraińskiej kuchni był zupełnie niepotrzebny. Jedzenie było znakomite, a jeżeli mówi to taki „francuski piesek” jak ja to naprawdę wiele znaczy.
Po posiłku, właściciel przedstawił nam bardzo dokładnie zasadę działania i parametry całego urządzenia.
Stok jest jakby znacznie powiększoną bieżnią stacjonarną. Na nartach jeździmy po przesuwającej się taśmie ustawionej pod kątem dwunastu stopni do poziomu. Obecnie w końcowej fazie testowania są stoki posiadające możliwość zmiany kąta nachylenia w zakresie 12 do 16 stopni. Powierzchnia dostępna dla narciarzy to prostokąt o szerokości pięciu metrów i długości dziewięciu i pół metra. Taśma przesuwa się za pomocą rolek w kierunku od dołu, w górę. Prędkość przesuwu toru jest płynnie regulowana a jej maksymalna wartość to 25km/h. Minimalne wymiary pomieszczenia, w którym można zainstalować urządzenie to 6 x 12m i 4,6m wysokość, a przy stokach podnoszonych 5,5m. W odwiedzanym przez nas klubie w Dniepropietrowsku pracują równolegle dwa stoki. Każde urządzenie sterowane jest przez osobnego instruktora – operatora z oddzielnego pulpitu lub za pomocą pilota. Dodatkowo wzdłuż okalającej barierki rozmieszczone są laserowe czujniki pozwalające samemu jadącemu wyłączyć taśmę w dowolnym momencie. W górnej części taśmy zamontowano czujnik podczerwieni zatrzymujący ruch stoku w razie upadku i spóźnionego wyłączenia sprzętu przez obsługę. Dla jeszcze większego bezpieczeństwa narciarzy tył i boki stoku wyłożone są matami zabezpieczającymi. W ciągu prawie dwóch lat funkcjonowania stoku w Dniepropietrowsku miały miejsce dwie kontuzje, obie związane z rozbiciem nosa. Sama taśma to kilkuwarstwowy pas, którego górna powierzchnia, czyli ta, po której ślizgają się narty, wykonana jest z tworzywa nieco przypominającego dywanik ze sztywnym futerkiem długości około 1,5-2cm. Włókna są dość grube i sztywne. Całość zwilżana jest wodą z minimalnym dodatkiem środka polepszającego poślizg. Powierzchnia nie jest mokra, ale wyraźnie można poczuć wilgoć. Po upadku zostają na ubraniu niewielkie wilgotne plamy, które po kilku minutach wysychają bez śladu. Raczej niewskazana jest jazda w jeansach które, po wywrotce mogą pozostawić na taśmie niebieskie ślady, choć same nie odnoszą szkody. W cenie otrzymujemy dziesięciominutowy przejazd, sprzęt, łącznie z ochraniaczami jeżeli ktoś chce (w przypadku snowboardu ochraniacze są obligatoryjne) oraz indywidualną opiekę instruktora – operatora. Jazda zaczyna się od krótkiego instruktarzu i ewentualnie małego pokazu. Jeżeli ktoś ma kłopoty z samodzielnym utrzymaniem się na stoku może liczyć na asekurację, co jest szczególnie ważne w przypadku dzieci. Dla zawodników pragnących obserwować swoją wspaniałą technikę, lub to jak bardzo kaleczą ten sport, wzorem siłowni na przeciw stoków umieszczono ogromne lustra. Warto również zauważyć, że całe urządzenie pracuje niemal bezszelestnie, hałas natomiast powodują narty trące krawędziami o powierzchnię toru. Co do sprzętu, narty nie wymagają żadnego specjalnego przygotowania. My jeździliśmy na krótkich 150cm Fischerach RX Fire, które idealnie sprawowały się na tym bądź co bądź wąskim stoku.
Podczas jazdy na jednym stoku może przebywać maksymalnie trzech narciarzy i instruktor. Wyjątkiem są snowboardziści, którzy mogą jeździć jedynie pojedynczo. W ośrodku w Dniepropietrowsku dziesięciominutowy set kosztuje równowartość 10$. Za tą cenę otrzymujemy dodatkowo sprzęt, zabezpieczenia i indywidualną opiekę instruktora. W tym czasie narciarz przejeżdża około trzech kilometrów. Zarówno przejechany dystans jak i bieżącą prędkość można kontrolować za pomocą dużych wyświetlaczy, umieszczonych na przeciwległej stokom ścianie. Czas pojedynczego przejazdu jest optymalny i naprawdę ciężko byłoby wytrzymać więcej. Jest to przecież jazda non stop.
Po zakończeniu szczegółowej prezentacji okraszonej sutym wyszynkiem przyszedł czas na indywidualne testy. W grupie testujących byli zarówno ludzie, którzy mieli pierwszy raz narty na nogach, początkujący i zaawansowani. Pierwsza osoba była typową rekreacyjną narciarką. Jazda szła jej całkiem sprawnie, pługiem przy małej prędkości. Bez większych zawirowań i problemów. Potem przyszła kolej na mnie. Z racji tego, że mam juz jakieś doświadczenie w uprawianiu narciarstwa i na śniegu czuję się całkowicie pewnie, do próby podszedłem zupełnie bez respektu, co zaowocowało tym, że po pierwszych pięciu sekundach miałem okazję twarzą przetestować strukturę włosia górnej warstwy toru. Po tym zdarzeniu można powiedzieć, że „rura mi zmiękła” i również przeszedłem do techniki pługowej. Będąc doświadczonym narciarzem, czułem się jakbym miał pierwszy raz narty na nogach. Po prostu niemoc. Pługiem za to szło mi nader dobrze. Próbując starej techniki wykonywania skrętów ześlizgiem, też było w miarę w porządku natomiast wykonanie skrętu ciętego było niemal niemożliwe. W nowoczesnej technice jazdy narty jadą w dwóch płaszczyznach a znaczna część pokonywanej odległości to jazda prostopadle do linii spadku i w momencie osiągania tej pozycji podłoże uciekało spod nóg i jazda kończyła się upadkiem na bok. Cała zabawa polegała na tym, aby utrzymać się na środku stoku, a nie było to proste, ponieważ parametry urządzenia są tak dobrane, że przysłowiowa jazda na kreskę powoduje zjazd ze stoku w dół aż do barierek. Cały czas trzeba hamować lub wykonywać skręty aby utrzymać się na trasie. Po przydziałowych dziesięciu minutach i kilku glebach opuściłem stok mokry od potu i wilgoci z toru w przeświadczeniu, że moje umiejętności w jakiś dziwny sposób zniknęły. Pokaz instruktorski udowodnił jednak, że da się ostro jeździć na tym urządzeniu. Co prawda panowie nie poruszali się w sposób czysto carvingowy a techniką mieszaną, w której dominował ześlizg, za to bardzo widowiskowo wykonywany. Jazda przodem, tyłem, piruety pięknie im to wszystko wychodziło. Narciarze początkujący i ci, którzy nie do końca zdawali sobie sprawę z istoty carvingu byli zachwyceni. Podpatrywałem też dzieci, które na tym urządzeniu czuły się jak ryba w wodzie. Ja natomiast jako zdeklarowany funcarvingowiec nie mogłem sobie pojeździć moją ulubioną techniką. Podobno tego typu tory są używane przez zawodników do rozruchów i ćwiczenia techniki, więc jakieś możliwości wykonania skrętu ciętego widocznie muszą być. Instruktorzy podpowiadali, że to sprawa przestawienia sobie w głowie, że to nie ja się poruszam, tylko stok pode mną i że doświadczeni narciarze są w stanie złapać technikę po trzech, czterech dziesięciominutowych seriach.
Podsumowując to ciekawe doświadczenie mogę powiedzieć, że niejeden narciarz dający sobie radę na śniegu może się zdziwić. Prawdopodobnie kwestią przyzwyczajenia jest przestawienie się na nieco inne odruchy, jednak ci, którzy sądzą, że wrażenia są identyczne jak na prawdziwej trasie narciarskiej są w błędzie. Nie mam pojęcia, jak może wyglądać odwrotna sytuacja, czyli narciarz wykonujący swoje pierwsze kroki na sztucznym stoku, próbujący potem przenieść nabyte umiejętności na śnieg. Sądzę, że w przypadku początkujących poruszających się pługiem różnica będzie pomijalna a trening na sztucznym stoku w znacznym stopniu pomoże w jeździe na śniegu, natomiast nie bardzo widzę możliwości nauczenia się tutaj nowoczesnej techniki ciętej. Jednak sama jazda na tym urządzeniu powoduje dużo frajdy i myślę, ze może być znakomitą rozrywką dla stęsknionych za zimą narciarzy w środku lata i na pewno ogromną frajdą dla dzieciaków, które jak wiadomo nie zawracają sobie głowy techniką jazdy. Jest to idealne urządzenie, które mogłoby się znaleźć w kilku z coraz liczniej powstających indoorowych centrach sportowych. W jednym budynku pływanie i narciarstwo, kręgielnia, siłownia, cały szereg dyscyplin, które można dowolnie zmieniać w ciągu kilku minut.
Ze swojej strony bardzo dziękuję firmie Mazuria – Bravo za zaproszenie, znakomitą organizację i troskliwą opiekę. Dziękuję również uczestnikom wyjazdu za wspaniałą atmosferę. Ja bawiłem się świetnie.
Zaznaczam, że wszystkie wrażenia z jazdy to wyłącznie MOJE subiektywne odczucia, ż którymi nie każdy musi się zgadzać
Więcej informacji na temat stoków Gornostay GS9500 na stronie importera firmy Mazuria – Bravo:
www.mazuriasport.pl









