Monterosa z Antkiem Pawlicki i Pawłem Ciołkoszem
Zanim wybrałem się na Monterosę zasięgnąłem informacji od znajmego przewodnika z Doliny Ayas. Patrick uprzedził mnie, że puchu na razie nie ma, ale za to baza jest bardzo solidna i utwardzona przez wiatr, więc wszystko co spadnie będzie się dało w miarę bezpiecznie przejeździć. Z takim bagażem informacji oraz z prognozowanym opadem, ruszyliśmy na kilkudniowy wypad na jeden z diamentów Doliny Aosty – masyw Monterosy.
Canale Grande
Antek Pawlicki już po raz kolejny miał być moim pozatrasowym towarzyszem. Sam kiedyś zaraziłem go jazdą w puchu, podczas nagrywania programu dla TVP w szwajcarskim St. Moritz. Wykreśliliśmy wtedy razem kilka naprawdę świetnych linii w rejonie Diavolezzy. Tym razem naszym wspólnym celem miała być Monterosa, a konkretnie Punta Indren (3275 m), która oferuje znakomite zjazdy o dużych przewyższeniach – prawdziwe alpejskie klasyki. Na Punta Indren wjeżdża się gondolą z Passo Salati, a z góry nie wiedzie żadna ratrakowana trasa. Najłatwiejszy zjazd – Canale del Aguilla – jest oznakowany palikami. Siłą rzeczy jest on też najbardziej popularny. Tym razem dołączył do nas Paweł Ciołkosz, który będąc świetnym narciarzym „trasowym”, miał stawiać dopiero pierwsze kroki poza trasą. Sprawdziłem Pawła na trasie pod pretekstem „rozgrzewki” i uznałem, że śmiało może jechać z nami.
<content>42183</content>
Przed wyjazdem dokładnie prześledziłem nieocenioną pomoc „naukową”, jaką jest przewodnik „Pulvere Rosa”, opisujący wszystkie zjazdy pozatrasowe w rejonie Monterosy na stronę włoską. Polecam taką strategię: zaplanowanie linii zjazdu zawczasu, pozwala nie tylko na uniknięcie kłopotów związanych z lokalizacją konkretnego zjazdu w terenie, ale daje też lepsze ogólne rozeznanie obszaru działania. Osobiście znam już Monterosę dość dobrze, ale nawet w moim przypadku warto zaplanować i przeanalizować alternatywne linie, które pozwolą na uniknięcie improwizacji np. w momencie, gdy chętnych na „nasz” zjazd okaże się niebezpiecznie dużo.
W rejonach takich jak Monterosa, narciarze z szerokimi deskami to widok powszechny. Po świeżym opadzie śniegu (zwłaszcza w weekendy), wielu z nich chce wykorzystać dobre warunki.
Nasz pierwszy dzień nie oferował nic nadzwyczajnego jeśli chodzi o śnieg – pogoda była piękna, ale w nocy spadło jedynie 5-10 cm śniegu, co tylko nieco ułatwiało sterowanie. Zjazdy odbywało się w większości „na twardo”. Liczyłem się z taką opcją, więc wybrałem klasyczną linię z Indren, choć nieco zmodyfikowaną długim trawersem poniżej Piramide Vincent: kombinację Altaluce i Canale Grande (łącznie 1200 vd). Liczyłem, że w górnej części spotkamy trochę puchu, natomiast sam stromy kuluar będzie miękki po wielokrotnym przejeżdżeniu. Kalkulacja okazała się dobra. Co ważne – Paweł poradził sobie znakomicie, choć kosztowało go to sporo sił. Tak wygląda niemal każdy pierwszy kontkakt z „dzikim śniegiem”...
Lo Spallone
Naszym drugim celem było Lo Spallone. Biegnąca bardziej centralnie z Indren linia jest świetnie widoczna z wagonika kolejki. Początkowy odcinek nie należy do najciekawszych. Kończy się on przełamaniem terenu z kotła przez charakterystyczną barierę skalną. W tym miejscu należy zachować szczególną uwagę, bowiem przez ową barierę „przelewa” się także lodowiec! Gdy jest mniej śniegu, trzeba wykonać manewry na błękitnym lodzie! Dalej do Lo Spallone wykonuje się trawers w lewo i po chwili osiąga się wspaniały, szeroki i stromy kocioł. Warianty zjazdu są niemal nieograniczone. Jednak Lo Spallone to także klasyk Indren, więc po świeżym opadzie śniegu warto się pospieszyć, by jechać własną liną. Zjazd łączy się z Canala del Aguilla na wysokości Riffugio Oreste, które jest prawdziwym freeridowym „domkiem”. Warto się zatrzymać na jego słonecznej werandzie, ustawiając narty wśród innych szerokich sprzętów. Lo Spallone oferuje 900 m vertical drop.
<content>19112</content>
Kanion Leisch
Naszym ostatnim celem tego dnia był zachwycający Kanion Leisch, który znałem już z poprzednich pobytów na Monterosie. Znajduje się on bezpośrednio pod Riffugio Oreste i liczy 1100 m vd. Ze względu na warunki trochę się obawiałem, że w dolnej części będzie za mało śniegu, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się jechać i to był dobry wybór. Śnieg był zaskakująco dobry do samego końca, a sam kanion jest zachwycający. Oferuje zjazd w scenerii pionowych skalnych ścian, wśród spływających kaskad lodu i zamarzniętej rzeki. Trzeba pokonać liczne techniczne miejsca, które przejeżdżamy bardzo uważnie. Śmiało można powiedzieć, że Leisch to prawdziwa perła Monterosy, choć jest położony stosunkowo nisko. Trudno go nazwać deserem tego niezwykle udanego dnia – bardziej pasuje on jako danie główne. Antek Pawlicki – jako inicjator Leischa uzyskał samozwańczy awans na „pozatrasowca zwyczajnego”.
Ciąg dalszy pod zdjęciami i reklamą
Jacek Trzemżalski
Autor jest twórcą i był długoletnim redaktorem naczelnym „SKI magazynu”.
Aktualnie większość zimy spędza poza trasami.