Choć w tym roku pogoda zdecydowanie zaprzecza wszelkim prawidłowościom przyrody i w zimowych miesiącach ciągle widać przebłyski jesieni a nawet wiosny – nie da się ukryć, że zima jest coraz bliżej. Mróz, chłód, ostry wiatr boleśnie smagający w twarz i szare krótkie dni, w których słońce nieczęsto wygląda spoza chmur. Z drugiej strony, pierwszy śnieg zwiastuje początek raju dla narciarzy, snowboardzistów, fanów, sanek, skitouringu i lodowych wspinaczek. Słowem – każdego amatora białego puchu. Z reguły miłośnicy zimowych sportów i rozrywek, zarówno amatorzy jak i profesjonaliści dbają o zabezpieczeniu się przed kontuzjami czy zimnem. Nieco mniej osób pamięta o ochronie oczy przed szkodliwym promieniowaniem UV. Jeszcze mniej – o ich właściwym nawilżaniu.
Skoki temperatur
Z drugiej strony, można zapytać – po co właściwie zimą dbać o nawilżanie oczu? Odpowiedź nie jest taka oczywista, co pokazują np. naukowe testy przeprowadzone w Norwegian Dry Disease Clinic w Oslo, gdzie przez dwa lata (2012 – 2015) obserwowano 930 pacjentów z tzw. syndromem suchego oka. Lekarze sprawdzali jaki wpływ na wzrok tych pacjentów mają czynniki zewnętrzne – pora roku, temperatura, wilgotność powietrza itd. Okazało się, że to przede wszystkim latem czas przerwania tzw. filmu łzowego jest najwyższy i syndrom suchego oka nasila się najbardziej, według testów Schirmera , badających wydzielanie łez. Tym nie mniej to właśnie zimą wskaźnik ochrony oczu okazał się najniższy. A gdy wyruszamy w góry, by oddać się zimowemu szaleństwu, z reguły pamiętamy by chronić ciało przed zimnem i przed kontuzjami. Brakuje nam jednak wyobraźni o tym, co dzieje się z naszymi oczami.