Skip to main content

5 powodów, dla których miejski stok przewyższa góry

Wyjazd na narty to zawsze przygoda, jednak wielu osobom kojarzy się z organizacją całej górskiej wyprawy. Często udział w takich eskapadach nie wchodzi w grę, bo ograniczają nas kwestie logistyczne. Możemy jednak ominąć konieczność planowania dużego wyjazdu w góry – ciekawą alternatywą są miejskie stoki narciarskie. Czy mogą one skutecznie rywalizować z górskimi odpowiednikami?

Sporo polskich miast posiada własne stoki narciarskie – nawet te położone naprawdę daleko od gór. Ośrodki te dysponują całą potrzebną infrastrukturą: wyciągami, wypożyczalniami sprzętu, szkółkami narciarskimi czy punktami gastronomii. Gros z nich otwarta jest także latem, amatorów narciarstwa można spotkać na sztucznych stokach przez cały rok. Skąd bierze się ich popularność? Czy – i jeśli tak, to dlaczego – takie ośrodki są lepsze od górskich?

1. Czas
Powodzenie miejskich stoków narciarskich wynika przede wszystkim z ich dogodnego położenia. Nie musimy wyjeżdżać ze swojego miasta, żeby spędzić popołudnie na szusowaniu. Jeśli natomiast planujemy miejski city break (czyli weekendowy wypad do miasta), a marzą nam się wakacje na nartach, możemy połączyć obie atrakcje. Oszczędzimy sporo czasu, wybierając miejsca, w których działają miejskie stoki. Dla przykładu lubelski ośrodek narciarski Globus Ski oddalony jest o około 3 kilometry od Rynku. Nawet na piechotę na stoku możemy być w kilkanaście minut. Długo nie będziemy musieli też szukać stoku w Poznaniu – jest położony nad Jeziorem Maltańskim, w kompleksie rekreacyjnym oddalonym 10 minut od centrum miasta.

2. Koszty
Czas to także pieniądz. A jeśli mówimy o feriach w górskich kurortach, niestety jesteśmy zmuszeni zahaczyć o ten śliski temat. Wiadomo – takie wyjazdy sporo kosztują, nawet jeśli wybierzemy opcję ekonomiczną. Z drugiej strony, jaki jest sens wyjazdu na urlop i odmawiania sobie nawet drobnych przyjemności? Wydatki potrafią przez to rosnąć niczym śniegowa kula, szczególnie gdy musimy płacić w euro. Dojazd, kwatera, całodzienne wyżywienie w górskich kurortach – wszystkie te kwestie w ogóle nie pojawiają się na horyzoncie, gdy korzystamy ze stoku miejskiego, a cena pojedynczego zjazdu zaczynać się może już od 2 złotych (sopocka Łysa Góra).

3. Aura
Pogoda zmienną jest – niby truizm, ale prawdziwy sens stwierdzenia poznajemy dopiero w górach. Mgła to drobnostka w porównaniu z zamiecią śnieżną. Porywisty wiatr hulający po halach też nieźle może uprzykrzyć życie. A nie chcemy chyba spędzić urlopu przed ekranem smartfona, analizując meteogramy w oczekiwaniu na nadejście dobrej pogody. Oczywiście na narty nie wybieramy się na K2, a na stokach rekreacyjnych nie trzeba wyczekiwać kilku dni na okienko pogodowe... Jednak jeśli nie lubimy zbyt dużego ryzyka, wybierzmy pewniejszą opcję. Chociaż w mieście pogoda również potrafi zaskoczyć, są to zjawiska grożące jedynie stłuczkami lub korkami na drodze. Raczej trudno tu o zagrożenie życia czy konieczność wzywania GOPR-u. Poza tym miejskie stoki nie mają jednej, niezbyt przyjemnej przypadłości – nie schodzą z nich lawiny!

Z drugiej strony to nie nadmiar śniegu może być najgorszy, ale raczej jego brak... Planując urlop na listopad lub luty, nigdy nie mamy pewności, czy pogoda sprosta zimowym oczekiwaniom. Tu również swoją przewagę wykazują miejskie ośrodki narciarskie, które doskonale sobie radzą ze sztucznym naśnieżaniem. A stoki całoroczne pozwolą nam na poczucie zimowej aury także wczesną jesienią czy późną wiosną!

4. Sport to zdrowie?
Bezpieczeństwo w górach to nie przelewki. I choć nawet na przydomowej górce można się poobijać, to poziom bezpieczeństwa stoków miejskich jest ich ogromną przewagą. Większość tras tego typu jest projektowana od podstaw i tak tworzona, by spełniać rygorystyczne kryteria bezpieczeństwa. Tak jest w przypadku nartostrad w bytomskim kompleksie Dolomity Ski Dolina. Ich łączna długość przekracza 700 metrów, co gwarantuje świetną, a przy tym urozmaiconą zabawę.

Kilkudniowy wypad w góry jest nie lada przeżyciem, ale jest też ekstremalnym sprawdzianem dla naszego organizmu. Całodniowe szusowanie na stoku bywa wyczerpujące, a zmęczenie z dnia na dzień rośnie. Do tego dodajmy kontuzje oraz tzw. zakwasy, czyli mikrourazy włókien mięśniowych. Oczywiście nie po to jeździmy w góry, by wylegiwać się całymi dniami w schronisku, ale często po prostu nie mamy czasu na zregenerowanie sił i podleczenie urazów. Stok miejski ma tę przewagę, że zabawę możemy spokojnie rozłożyć w czasie i bywać na nim tylko wtedy, gdy naprawdę tego chcemy, a nie dlatego, że nie wypada marnować dobrej pogody. W czasie weekendowego city breaku możemy na stoku spędzić dzień-dwa, a wieczorami korzystać z innych atrakcji miejskiego życia.

5. Nie tylko narty!
Jeśli nasz city break chcemy spędzić aktywnie, choć nie tylko na szusowaniu, wybierzmy miejsce o szerszej ofercie. Stoki narciarskie mają wiele dodatkowych atrakcji, których często próżno szukać w górskich ośrodkach. Opens external link in new windowPoznańskie centrum Malta Ski posiada nawet własną Kolejkę Górską Adrenaline (czyli tzw. alpine coaster – kolejka grawitacyjna), na której podczas zjazdów można rozwinąć prędkość do 40 km/h. Teren poznańskiego Jeziora Maltańskiego obfituje też w inne atrakcje dla miłośników sportu – jest tam plac zabaw, minigolf czy bowling, a latem na tafli jeziora odbywają się zawody wioślarskie. Przyjeżdżając tu całą rodziną, możemy być pewni, że nasze pociechy nudy nie zaznają.

Oczywiście góry w zimie to miejsce magiczne i nic nie jest tego w stanie zastąpić. Dla równowagi należy jednak zauważyć, że wielbiciele nart mają teraz wiele alternatywnych miejsc, do których mogą się wybrać. Miejskie stoki też mają swoje walory. Pozwalają ominąć wszystko, co w górach niebezpieczne i ekstremalne. Nawet jeśli miejski stok narciarski nie spełnia wszystkich wymogów profesjonalnych sportowców, to z pewnością może być świetnym dopełnieniem weekendowego city breaku.