Espace Killy - angielski przyczółek w Alpach francuskich
Recenzja Tignes i Val d`Isere
Espace Killy to legendarne tereny narciarskie, ojcem których jest równie legendarny francuski alpejczyk Jean Claude Killy. Jest to miejsce, które zapewne chciałby odwiedzić każdy uprawiający sporty zimowe, chociażby ze względu na możliwość obejrzenia słynnej pucharowej trasy w Val d'Isere.
DOJAZD
Niestety, na drodze wszystkich pragnących zwiedzić to miejsce staje ogromy problem. Ogromny, bo mający około 1700 kilometrów problem kryje się pod nazwą: dojazd. Trudy podróży jedni znoszą lepiej, inni gorzej, ale z takiej przejażdżki nikt nie wychodzi bez szwanku. Jeżeli wszystko idzie dobrze, to można zamknąć się w 20 godzinach. Nie jest to mało zważywszy, że aby pojeździć w ośrodkach w Austrii można zatrzymać się już w połowie tej drogi.
Wariant pierwszej części podróży identyczny i "klepany" już do znudzenia, jak ten w Alpy austriackie a więc, Cieszyn, Brno, ciągle jeszcze atrakcyjne Znojmo, objazd Wiednia, dalej Salzburg, Innsbruck. Potem można pokusić się o nadrobienie około 100 km i przejechać przez Livigno i Davos, lub darować sobie ten objazd, kierując się bezpośrednio na Szwajcarskie finansowe metropolie i Albertville już we Francji, skąd pozostaje przysłowiowy "rzut beretem" do Val d'Isere.
Livigno, do niedawna jeszcze atrakcyjniejsze pod względem zakupowym niż Znojmo, obecnie niestety bardzo straciło na atrakcyjności. Ta największa w Europie strefa bezcłowa nadal jest miejscem tanim, ale z kilku względów należy się dobrze zastanowić czy jest warta zachodu. Po pierwsze, ceny są już bliskie tym ze Znojmo (mimo, że niższe). Ciągle opłaca się tam kupować dosyć popularne w naszym kraju napoje. Jeżeli chodzi o popularne wśród turystów zakupy różnego typu pachnideł i kosmetyków, ceny są niemal identyczne jak w słowackiej bezcłówce. Opłacalnymi są zakupy drogiego, specjalistycznego sprzętu elektronicznego, ale radzę najpierw zorientować się, co jest aktualnie w promocji w pobliskim Waszego miejsca zamieszkania Media Markt. Za Livigno przemawia jeszcze cena paliwa -0,42 euro za litr oleju napędowego, co w porównaniu z 0,9 do 1 euro na stacjach w Austrii, Szwajcarii, czy we Włoszech jest ceną bardzo atrakcyjną. W każdym razie po samo paliwo i "dopalacze" do Livigno nie opłaca się nadkładać drogi, bo wszelkie oszczędności i tak pochłonie opłata za tunel - 18 euro w obydwie strony.
Ciekawym elementem tego wariantu podróży jest przejazd przez Davos i możliwość zobaczenia słynnej przełęczy, z podobno najwspanialszymi w Europie terenami do uprawiania freeridingu, na odwiedzenie których docelowo stać naprawdę niewielu. Ten wariant drogi, bez marudzenia zabiera 26 godzin.
NA NARTACH
Po trudach podróży i zakupów docieramy wreszcie do celu - Espace Killy. Z drogi cały kompleks nie robi tak wielkiego wrażenia jak na przykład Val Thorens, w pobliskich Trzech Dolinach, które widać w całości jak na dłoni. Pełne oblicze tego ogromnego ośrodka widać po wjechaniu w góry. Espace Killy składa się z dwóch kompleksów: Val d'Isere (1850mnpm) i Tignes (2100mnpm).
Niestety, za karnet obejmujący całość Espace Killy trzeba do karnetu podstawowego na Val d'Isere dopłacić około 155PLN (czywiście w euro). Tereny narciarskie są tu ogromne a pierwszy rzut oka na całość może powodować nerwowe myśli w stylu "czy ja przez ten tydzień dam radę to wszystko zwiedzić???" Espace Killy to rzeczywiście tereny dla narciarskich "zwiedzaczy"- kiedy wydaje się, że dotarło się już na jeden z krańców niekończącego się łańcucha wyciągów i tras - zawsze pojawiają się kolejne. Cały układ najbardziej będzie odpowiadał krążownikom, lubiącym zaliczać na nartach mnóstwo kilometrów. Nie zdziwiłbym się, gdyby to właśnie pod wpływem takich miejsc jak Espace Killy powstała nowa grupa nart allmoutain cruise, bo tutaj taki sposób jazdy można uprawiać bez końca. Gorzej natomiast mają ci, którzy przyjechali tu w poszukiwaniu konkretnych rodzajów tras, zwłaszcza ci lubiący ten nieszczęsny fun, dla którego idealne warunki chyba nie istnieją (coś o tym wiem). Poszukiwanie takich stoków w tak rozległym terenie może potrwać niestety nieco dłużej niż tydzień...
Jeżeli chodzi o same trasy to są one takie sobie. Funowcy mogą czepiać się szerokości i słusznie. To chyba taki francuski styl przygotowywania. Jest trasa wytyczona od znaku do znaku, ubita na szerokości kilkudziesięciu metrów a reszta stoku pozostaje sama sobie. Nie wiem z czym to jest związane, ale (na przykład w Austrii) przygotowywane są ogromne połacie stoków i ubite jest praktycznie każde miejsce, w które jest w stanie wjechać ratrak. W Espace Killy słynnych alpejskich lotnisk jest bardzo niewiele. Pod tym względem lepiej prezentuje się Tignes, gdzie jest szansa, aby przez moment mieć cały stok tylko dla siebie.
Dokładne omówienie wszystkich wariantów tras mogłoby być porównywalne rozmiarami z przewodnikiem po krakowskich zabytkach. Opisane zostaną tylko trasy z różnych względów wyróżniane przez uczestników tej eskapady. Najbardziej uczęszczaną, może ze względu na łatwość dostępu z naszego miejsca zamieszkania - La Daile, była Rocs, czerwona trasa łącząca się z niebieską Creux obsługiwana przez ośmioosobowe krzesełko TSD Tommeuses. Trasa ta wiedzie ze szczytu Toviere (2827mnpm), na szczycie którego znajduje się miła knajpka. Dojazd w to miejsce z La Daile jest bardzo prosty. Z samego dołu, kilkadziesiąt metrów od przystanku skibusu, można wyciągnąć się gondolką Daile lub równoległym do niej krzesełkiem o ciepło brzmiącej nazwie Erotis, na górze skierować się w prawo do dalszego wyciągu położonego około 200m w bok i to jest właśnie TSD Tommeuses, transportujący ogromne rzesze narciarzy na Toviere. I właśnie... ta niebywała przepustowość tej kolejki powoduje na trasie Rocs korki, podobne do tych z centrów wielkich miast podczas remontów głównych arterii. Praktycznie 100% ludzi wysiadających z wyciągu kieruje się na tą trasę wytyczoną przez ogromne pole śnieżne w opisywanym wyżej francuskim stylu, który można nazwać "ścieżką przez uprawy rolne". Cała ta rzesza miałaby szansę na rozproszenie się, ale niestety, nie na terenie szerokości ulicy (oczywiście, takiej dużej ulicy...). Kiedy jednak jest pusto, trasa ta jest świetna, równa, dobrze przygotowana, o różnych stopniach spadku.
Z trasy Rocs / Creux można bezpośrednio zjechać do kolejki Mont Blanc, na szczycie której znajduje się coś na kształt narciarskiego mini parku rozrywki. Snowpark ze skoczniami i half pipemoraz stok slalomowy z elektronicznym pomiarem czasu.
ORGANIZUJEMY WŁASNE ZAWODY
Trasa pozwala na około 30 sekundowy przejazd bramkami slalomu giganta, w dolnej części jest dość stroma i wymagająca. Cena niebagatelna 2 euro za przejzd, ale istnieje możliwość wynajęcia za 90 euro na 2,5 godziny obu tras z pomiarem czasu, więc większą grupą jest to opłacalne. Można rozegrać zawody, a organizatorzy zapewniają numery startowe (niestety do zwrotu) oraz medale dla pierwszej trójki (te już można sobie zabrać). Snowpark i obie trasy gigantowe obsługiwane są przez krótki wyciąg talerzykowy. Jedynym bólem i to dosłownie, jest fakt, że wspomniany talerzyk kończy się nieco za nisko, i do szczytu dłuższej trasy giganta trzeba kilkadziesiąt metrów podejść pod dość strome wzniesienie. Przejście tego, z pozoru niezbyt długiego kawałka do przyjemności nie należy, ale dla otarcia łez może być potraktowane jako rozgrzewka, a nawet przegrzewka. Każdy, który pokonał tą małą niedogodność, na parę minut padał jak kłoda.
Ze szczytu slalomów można zjechać w lewo, niebieską trasą Moutons do wyciągu Marmottes, wzdłuż którego biegną cztery trasy: dwie zielone i dwie niebieskie. To znakomite miejsce do nauki. Nachylenie dość znikome, jednak na tyle przyzwoite, aby nie zatrzymywać się przy każdej próbie skrętu. Miejsca sporo i kompletny brak ludzi. Angielscy początkujący lubią rzucać się na głęboką wodę i takie łatwe trasy to nie dla nich, stąd ten brak tłoku, ale o tym później.
Trasy te schodzą ze zboczy szczytu Rocher De Bellewarde (2827mnpm). Miejsce to można nazwać węzłem komunikacyjnym. Można się tam dostać również "kretem", czyli podziemnym tramwajem Funival z La Daile lub wielką gondolą L'Olympique z centrum Val d'Isere. Z Rocher De Bellewarde można pojechać albo w prawo, na opisywane powyżej tereny, lub w lewo, na trasy prowadzące w kierunku Val d'Isere.
Jedna z nich to najostrzejsza chyba w całym Espace Killy, czarna Face, nieco wąska, ale piekielnie stroma, a druga to Epaule du Charvet. Tego miejsca radzę unikać jak ognia. To bardzo niebezpieczna trasa i w dodatku w ogóle nie zabezpieczona. Przy słabszej widoczności można po prostu zlecieć w przepaść, bo nikt nie pokusił się o chociażby siatkę zabezpieczającą.
Górna część trasy to klasyczna ścieżka dojazdowa 5 metrowej szerokości, a dalej stroma ścianka z kamieniami i krzakami. Być może przy większej ilości śniegu jazda tamtędy mogłaby dać komuś odrobinę przyjemności, która i tak musi się skończyć gehenną związaną z tym, że koniec trasy następuje niespodziewanie na ulicy i dalsza jazda to wycieczka chodnikami przez centrum Val d'Isere. Warto dodać, że nie wszystkie chodniki prowadzą w dół.
Tym sposobem znaleźliśmy się w części kompleksu mającej swój początek w centrum Val d'Isere. Osobiście polecam podjechać tam po prostu skibusem, co kosztuje znacznie mniej wysiłku i powoduje znacznie mniejsze straty w sprzęcie. Z tego miejsca, w górę na Solaise (2560mnpm) można dostać się gondolą o tej samej nazwie lub równoległym do niej krzesełkiem Solaise Express. Stamtąd w dół prowadzą trasy: czerwona Plan, przechodząca w połowie w niebieską Piste M i czerwoną Piste A oraz czarna Piste S. Trasy w górnej części alpejskie, czyli bez drzew, szerokie, w środkowej części wpadające w las i od tego momentu jako żywo przypominają te z Korbielowa. Wydaje mi się, że nie po to ludzie "tłuką się" 1700 km. Z Solaise można także jechać w górę całą siecią krzesełek i wyciągów dojazdowych. Tutaj większość tras, to trasy niebieskie i raczej mało atrakcyjne. Kierując się w lewo z najwyższego z tych wyciągów można dostać się krótkim krzesełkiem do tunelu prowadzącego w rejon lodowca Glacier de Pissaillas. Na teren lodowca znacznie prościej i szybciej można jednak dotrzeć z miejscowości Le Fornet. Dwie gondole i już jesteśmy u wylotu tunelu. Tutaj znajdują się trasy, na których można szusować przez okrągły rok. Niestety więcej na temat lodowca Glacier de Pissaillas nie mam do powiedzenia, gdyż nie udało mi się tam dotrzeć. Może następnym razem... Tak z grubsza wyglądają tereny narciarskie Val d'Isere dostępne na karnecie podstawowym.
TIGNES - DLA POSIADACZY KARNETU ESAPCE KILLY
Dla posiadaczy poszerzonego karnetu Espace Killy dostępne są jeszcze trasy w Tignes. Zwiedzanie Tignes rozpoczniemy od powrotu na szczyt Toviere, kryjącego nie lada pułapkę dla tych, którzy posiadają tylko karnet podstawowy. Jeden fałszywy ruch, czyli zawinięcie w prawo zamiast na trasę Creux, na niebieską Piste H, powoduje zjazd do Tignes i albo dopłatę do poszerzonego karnetu albo wycieczkę skibusem z powrotem do Val d'Isere.
Jeżeli jednak z karnetem wszystko w porządku to można rozpocząć penetrację terenów Tignes. Tignes nie jest tak bardzo rozrzucone jak Val d'Isere i właściwie wszystkie trasy i wyciągi dostępne są z jednej doliny. Wspomniana wyżej Piste H prowadzi do miejscowości Val Claret stanowiącej bazę wypadową na trasy Tignes. Bardzo przyjemnym wariantem jest skorzystanie z krzesełka Les Lanches i zjazd czerwoną trasą Double M. Wspaniała trasa, naśnieżana na całej długości i bardzo długa. Jej mankamentem jest niestety to, że przez większośc swojej dolnej części prowadzi pod wyciągiem, a słupy stoją dokładnie na samym jej środku, niemniej jednak przejechać się warto. Pod koniec tej trasy po prawej stronie znajduje się drugi snowpark i trasa z pomiarem czasu.
Z wyciągu Les Lanches można dostać się bezpośrednio na teren lodowca Glacier De La Vanoise z całorocznymi trasami. Znacznie prostszym sposobem na dostanie się na tereny lodowca jest nie kierować się w Val Claret na wyciąg Les Lanches, a wejść do budynku 50 metrów wcześniej i skorzystać z drugiego kreta na terenach Espace Killy - Funiculaure Grande Motte. Ta kolejka robi naprawdę ogromne wrażenie. Poczekalnie i hol jak na stacji metra a kret dwuwagonowy, hipernowoczesny i piekielnie długi. Komforcik, ogrzewanko - piękna sprawa, zwłaszcza w nienajlepszą pogodę. Po wyjściu z tego cudu techniki można od razu jechać w dół, w prawo czerwonymi trasami pod wyciągi Double Plan lub w lewo na czarną Leisse. Ten drugi wariant można sobie spokojnie darować, bo wąsko, stromo i muldy - chyba, że ktoś to lubi. Najwyższy punkt w Tignes można osiągnąć przesiadając się z kreta na gondolę Grande Motte, dochodzącą do wysokości 3456 mnpm. Trasy na lodowcu są raczej krótkie, ale za to idealne na carving, szerokie o równomiernym spadku, gładziutkie i puste.
Po zwiedzeniu lodowca wracamy do Val Claret i "atakujemy" przeciwległe zbocze. Tutaj w największym zagęszczeniu można odnaleźć to, po co większość ludzi jeździ w Alpy - wielkie połacie stoków i praktycznie zero ludzi. W górę prowadzą wyciągi Tichot i Balmes i dalej Col Du Palet i Grattalu w prawo na szczyt Col Du Palet oraz Col Des Wes na czarną trasę Ves. Wszystkie trasy w rejonie zboczy Col Du Palet są godne uwagi i moim skromnym zdaniem to najlepsze tereny w całym Espace Killy. Pozostaje jeszcze cała sieć tras i wyciągów w Tignes-Le-Lac, o których nic nie napiszę, gdyż były one niestety nieczynne z powodu braku śniegu.
PODSUMOWANIE
Tak z grubsza wyglądają tereny narciarskie Espace Killy. Miłym rozczarowaniem było iście "niefrancuskie" podejście do dbałości o trasy. Tego francuskiego "olewactwa" bałem się po zeszłorocznej wizycie w Trzech Dolinach. W Espace Killy trasy są pielęgnowane przez niemal 24 godziny na dobę. Pomimo ewidentnie zbyt wczesnej pory roku jak na wizytę w takim miejscu, pracujące non-stop armatki, ustawione na prawie wszystkich trasach i to "na moje oko" góra co 80 - 100m, ratowały sytuację na tyle, że w żadnym przypadku nie trzeba było ostatnich partii zjeżdżać wyciągami. Wszystkie trasy były przejezdne do samego dołu. Fakt, kamieni było sporo, ale myślę, że w pełni sezonu ten problem całkowicie znika.
Inną sprawą jest bezpieczeństwo na trasach. Angielscy szaleńcy, ledwo trzymający się na nogach, "walą na krechę" i dodatkowo są najprawdopodobniej ślepi. Nie należę do nacjonalistów, ale po wizycie w Espace Killy zaczynam powątpiewać czy obywatele Zjednoczonego Królestwa mają w ogóle mózgi. Na polskich stokach możemy się poszczycić naprawdę wielką kulturą jazdy w porównaniu z tą rzezią w Espace Killy. Czasem nawet oczy dookoła głowy nie wystarczają.
Niestety tereny Espace Killy nie wydaje się stwarzać wielu możliwości dla freeridingowców. Ja mogę to ocenić tylko wzrokowo, bo nie uprawiam tego rodzaju narciarstwa.
Wielką zaletą tego ośrodka jest to, że kolejki i trasy zaczynają się praktycznie przy drzwiach hotelu, a jeżeli nawet nie, to kursujący co 5 minut skibus całkowicie tą niedogodność niweluje. Skibus kursuje całą dobę oczywiście nocą z mniejszą częstotliwością.
ZAKWATEROWANIE
Jeżeli chodzi o zakwaterowanie, to niestety w tym temacie można powiedzieć tylko jedno - Tragedia! Klitka, wielkości dużego pokoju w standardowym polskim mieszkaniu, jest "apartamentem" dla czterech osób, w którym zmieszczono oprócz łóżek jeszcze łazienkę i aneks kuchenny. Według mnie, to architektoniczny majstersztyk. Mówmy oczywiście o lokalach najtańszych. Ci, którzy mają "na tyle" myślę tu o wszechobecnych Anglikach, na pewno sobie nie krzywdują aż tak bardzo.
MIASTO
Samo Val d'Isere jest bardzo pięknym miejscem, ma swój klimat i specyficzny styl w budowaniu domów z granitowych bloków, ale na ulicy można się poczuć jak w Londynie. 100% przechodniów to Anglicy. Dziwne, że jeszcze nie przeszli tam na ruch lewostronny. Nocą wygląda fantastycznie. Najbardziej fantastyczne jednak są tu ceny... 6 euro piwko - bagatela... 20 euro wstęp na disco - spoko, ale najlepsze jest 2 euro "za sisiu", dla mnie mistrzostwo świata. W sklepach też nie lepiej, więc na stołowanie się na miejscu nie należy się nastawiać i raczyć się "polską chińszczyzną torebkową". Tignes nie jest już tak urokliwe jak Val d'Isere. Położone powyżej linii drzew, wygląda jak osiedle na kamienno lodowej pustyni. Co do innych atrakcji to jest basen, sala gimnastyczna ze ścianą do wspinaczki, lodowisko, basen, niestety żadna z tych atrakcji nie jest zawarta w cenie karnetu. Ogólnie moje wrażenia z pobytu w Espace Killy są pozytywne, jednak najprawdopodobniej już tu nie wrócę i pozostanę nadal wiernym fanem ośrodków w Austrii, być może mniejszych, ale za to bardziej zadbanych, tańszych i znajdujących się o połowę bliżej.
Pozdrawiam wszystkich, którzy wraz z moją skromną osobą zaszczycili swoją obecnością Val d'Isere w dniach 12-20 grudnia 2003 roku:
Tomek & Przemek Brothers
Mentor Mada
Adaś
Gama
Rafał
Robert K.
Robert W. z żoną
Radek z żoną i przyszłym potomkiem
Michał, Miron i Wojtek, z którymi podróżowałem w jednym samochodzie.