Skip to main content

Życie zrobiło mi miłego psikusa

Autor: |
Dariusz Sobczak na monoski
Dariusz Sobczak na monoski

"Tak długo, jak zdrowie będzie mi dopisywało, nie zrezygnuje ze sportu." Niesamowity, niepełnosprawny sportowiec, który pokonuje przeciwności, aby robić to, co kocha

Aleksandra Kaleta: Co dla Pana oznacza ,,pasja”?

Dariusz Sobczak: Pasja, to coś, co sprawia, że życie jest bardziej kolorowe, a dni nie są podobne do siebie, tylko się od siebie różnią.

AK: Czy można więc uznać, że sport jest Pana pasją?

DS: Jak najbardziej.

AK: Czy był nią od zawsze?

DS: Myślę, że tak. Już w dzieciństwie uprawiałem dużo sportu. Później wypadek przerwał tą passę, ponieważ nie było technicznych możliwości do uprawiania niektórych dyscyplin sportowych. Natomiast teraz, cały swój wolny czas poświęcam dla sportu.

AK: Po wypadku, od jakiego sportu się zaczęło?

DS: Po wypadku był długi okres, piętnastu-osiemnastu lat, kiedy jedyną moją formą aktywności fizycznej było pływanie i nurkowanie. Dopiero w 2003 roku pojawiła się w Polsce, możliwości jazdy na nartach dla osób niepełnosprawnych. Wtedy właśnie rozpocząłem jazdę na nartach, a kilka lat później także na rowerze.

AK: Jakie dyscypliny sportu teraz Pan uprawia?

DS: Narciarstwo, rower, nurkowanie, pływanie, żeglarstwo, ping-pong oraz sporty motorowodne.

AK: Jaka jest Pana ulubiona dyscyplina?

DS: Zimą- narciarstwo, latem-rower.

AK: Dlaczego właśnie te?

DS: Tu znów trzeba sięgnąć pamięcią do okresu dzieciństwa. Narty były zawsze moim ulubionym sportem. Zacząłem uprawiać narciarstwo bardzo wcześnie, kiedy miałem trzy i pół roku. Stąd też pojawienie się możliwości technicznych do uprawiania narciarstwa przez osoby niepełnosprawne było moim powrotem do czegoś, co już robiłem wcześniej i co bardzo lubiłem.

AK: A jak się Pan czuje podczas uprawiania sportów?

DS: Zwłaszcza narciarstwo, ma w sobie to piękno, że niweluje całkowicie odczucia związane z niepełnosprawnością. Na stoku, nie czuję się w żaden sposób osobą niepełnosprawną. Chyba dlatego narciarstwo lubię najbardziej.

AK: Czy przez cały czas wiedział Pan, że mimo wszystko będzie uprawiał sport? Po jakim czasie zdał sobie Pan sprawę, że nie może bez niego żyć?

<content>19112</content>

DS: Po wypadku przez kilkanaście lat, nie mając możliwości uprawiania narciarstwa, tak naprawdę nie wierzyłem, że kiedykolwiek do tego wrócę. Powiedzmy sobie szczerze, poruszanie się na wózku, to nie jest stan, który predysponuje do uprawiania narciarstwa. Życie bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie, kiedy pojawiły się do tego możliwości. Mówiąc innymi słowy, życie zrobiło mi miłego psikusa.

AK: Czy nauka jazdy na monoski była trudna i pracochłonna?

DS: Tak. Początki były bardzo trudne, ale opłacało się.

Ciąg dalszy pod galerią
Dariusz Sobczak na monoski Dariusz Sobczak na monoski
Dariusz Sobczak na handbike'u Dariusz Sobczak na handbike'u
Dariusz Sobczak uprawiając żeglarstwo Dariusz Sobczak uprawiając żeglarstwo

AK: A jak to było z rowerem?

DS: Początki jazdy na handbike’u były dużo prostsze, niż w przypadku monoskli. Natomiast dojście do poziomu, kiedy robię dziennie osiemdziesiąt lub sto kilometrów, to już wymagało dość dużego treningu, przede wszystkim wytrzymałościowego.

AK: Czy był ktoś, kto cały czas wspierał Pana podczas nauki jazdy?

DS: Pierwszą osobą, od której wszystko się zaczęło był Romuald Schmidt – prezes Startu Poznań. To on po raz pierwszy zabrał mnie na lodowiec i udzielił cennych uwag, oraz wypożyczył mi sprzęt do jeżdżenia. W pierwszym okresie nauki jazdy na nartach, absolutnie nieocenionej pomocy udzielał mi mój tata, bez którego nie byłoby szans, abym opanował narciarstwo. Kolejną bardzo ważną dla mnie osobą, na którą zawsze mogę liczyć stał się Twój tata - zarówno w dziedzinie nart, jak i roweru. W dziedzinie nart także bardzo pomagają mi dzieci, z którymi wspólnie, aktywnie uprawiamy narciarstwo.

AK: Czy myśli Pan, że gdyby nie te osoby, mógłby się Pan zniechęcić i poddać?

DS: Trudno powiedzieć o zniechęceniu, ale uprawnianie narciarstwa bez tych osób byłoby obiektywnie bardzo trudne, ponieważ osoba niepełnosprawna choćby nie wiem jak dobrze opanowała sztukę narciarstwa, zawsze będzie potrzebowała pomocy logistycznej, choćby przy rozpoczęciu jazdy i jej zakończeniu. Oczywiście zawsze można prosić o pomoc osoby obce, ale jest to sytuacja niezręczna i nieprzyjemna. Znacznie milej jest mieć przy sobie osoby znajome, wtedy narciarstwo staje się łatwiejsze i przyjemniejsze.

AK: Może zechce Pan opowiedzieć o jakiś zabawnych lub wręcz przeciwnie- mrożących krew w żyłach przygodach narciarskich lub rowerowych?

DS: Rower raczej nie generuje ekstremalnych przeżyć, natomiast na nartach było ich kilka. Wjeżdżałem wyciągiem krzesełkowym na jeden ze szczytów w Alpach. Gdy dojeżdżaliśmy na górę pogoda znacznie się pogorszyła i szczyt góry całkowicie spowity był chmurami. Była bardzo słaba widoczność. Żeby dostać się na trasę, trzeba było zjechać wąskim trawersem kilkaset metrów. Był on oddzielony od urwiska na pewnym obszarze siatką, a na pewnym obszarze tyczkami. Widoczność była tak słaba, że jadąc tym trawersem nie zauważyłem tyczek i spadłem. Lecąc w dół tak naprawdę nie wiedziałem, czy się zsuwam, czy spadam w przepaść, wiedziałem jedynie, że nabieram prędkości. Po około piętnastu metrach lotu zatrzymałem się gdzieś w kosodrzewinach. Stamtąd koledzy pomogli mi się wydostać. Historii można by opowiedzieć wiele, ale myślę, że ta jest jedną z ciekawszych. Interesujące jest to, że jeżdżąc na nartach już dziesięć lat, w każdym roku jestem w stanie wygenerować sytuację, która nigdy wcześniej nie miała miejsca i której nie jestem w stanie przewidzieć.

AK: Ma Pan jakieś szczególne osiągnięcia sportowe?

DS: Trochę tego jest. Aktualnie jestem wicemistrzem Polski w narciarstwie alpejskim, mistrzem Śląska w deblu w ping-pongu i mam trzecie miejsce w singlu w ping-pongu.

AK: Trzeba przyznać, że w Polsce świadomość społeczna związana z ludźmi niepełnosprawnymi jest bardzo niewielka. Jak ludzie reagują na Pana?

DS: W przeważającej większości bardzo pozytywnie. Na początku jest zdziwienie i zainteresowanie. Później często chęć pomocy, podziw, gratulacje. Prawie wszystkie reakcje ludzi są serdeczne i przyjazne.

AK: Czyli częściej spotyka się Pan z pozytywnymi komentarzami na swój temat?

DS: Definitywnie tak.

AK: Czy w Polsce jest dużo czy raczej niewielu niepełnosprawnych sportowców?

DS: Są dyscypliny, które są bardziej i mniej spopularyzowane wśród niepełnosprawnych sportowców. Narciarstwo jest bardzo mało popularne. Jest tu duża bariera finansowa. Sprzęt do jazdy na monoski jest bardzo drogi i niewiele osób stać na jego zakup. Niestety zakup takiego sprzętu nie jest dofinansowywany przez żadne instytucje.

AK: Jaki sport jest najbardziej popularny wśród osób niepełnosprawnych?

DS: Myślę, że dużo jest osób grających w ping-ponga i koszykówkę. To są sporty, które nie wymagają zbyt dużych nakładów finansowych. Natomiast zarówno kolarstwo, jak i narciarstwo to sporty bardzo drogie, a przez to mniej popularne.

AK: Jak się Pan czuje przecierając pewne szlaki i łamiąc stereotypy?

DS: To przecieranie szlaków nie jest w żaden sposób przyjemne ani miłe. Rok temu byłem na nowym stoku, gdzie nigdy wcześniej nie było niepełnosprawnego narciarza. Ze strony obsługi wyciągu było dużo niechęci, spowodowanej strachem, czy sobie poradzę i czy nie zrobię sobie krzywdy. Natomiast warto te szlaki przecierać, ponieważ są ośrodki, gdzie jeżdżę od lat, wszyscy mnie znają i tam nie ma już żadnych problemów. Niestety ktoś te szlaki musi przecierać i w Beskidach chyba padło na mnie.

AK: Czy Polska i Polski Rząd w jakikolwiek sposób wspierają niepełnosprawnych sportowców lub ułatwiają im spełnianie marzeń?

DS: Jest wąska grupa sportowców wyczynowych, którzy przygotowują się do paraolimpiad. Ta wąska grupa ma pewne wsparcie i dofinansowanie ze strony organizacji rządowych i z ministerstwa sportu. Brakuje natomiast programów na dofinansowanie zakupów sprzętu do uprawiania narciarstwa lub kolarstwa dla amatorów tych dyscyplin sportowych. Bardzo mała jest świadomość tego, że takie dofinansowanie mogłoby spopularyzować te dyscypliny sportu wśród osób niepełnosprawnych, a uprawianie tych dyscyplin jest formą aktywnej rehabilitacji. Zakup takiego sprzętu nie powinien być więc postrzegany jako luksus, a jako właśnie forma rehabilitacji. To z kolei przełożyłoby się na poprawę stanu zdrowia wielu osób niepełnosprawnych i obniżenie kosztów ich leczenia.

AK: W jakim sporcie chciałby się Pan jeszcze sprawdzić?

DS: Brakuje mi czasu na uprawianie dyscyplin, którymi aktualnie się pasjonuję i z pewnością nie będę już rozszerzał tej ,,gamy” sportów. Nie można być dobrym we wszystkim. Jeśli ktoś będzie chciał być dobry we wszystkim to tak naprawdę nie będzie dobry w niczym. Ale chciałbym jeszcze spróbować nurkowania na większych głębokościach.

AK: A Pana największe marzenie związane ze sportem?

DS: Nurkowanie na rafach koralowych. Jest jeszcze coś związanego z narciarstwem - chciałbym spróbować „heliski”. Polega to na tym, że wywozi się narciarza helikopterem w trudnodostępne tereny i w takich wysoko położonych, dziewiczych narciarsko terenach próbuje się zjeżdżać.

AK: Czy coś jest w stanie Pana zatrzymać i Panu przeszkodzić?

DS: Jedynym czynnikiem, który mógłby mi przeszkodzić jest stan zdrowia. Tak długo jak będzie ono dopisywało nie zrezygnuje ze sportu.