Skip to main content

Zermatt Cervinia recenzja prosto z Raju...

Autor: |
mapa
mapa

Najwyższy europejski kurort oczami Łukasza.

Witam wszystkich. Jestem świeżo po tygodniu spędzonym na nartach w rejonie Matterhornu (7-14.12.2002r.) i chciałem podzielić się swoimi wrażeniami z tego pobytu.

Dojazd.
Pod tym względem włosko-szwajcarskie pogranicze (leżące we wspólnym obszarze narciarskim Zermatt-Cervinia) przegrywa zdecydowanie ze wszystkimi austriackimi ośrodkami. Właściwie to jakby nie liczyć (z wyjątkiem dróg trzeciej kategorii, przekopywania się i lotu helikopterem w linii prostej...) rezultat jest taki sam - 1.400km! Po prostu trzeba okrążyć całe Alpy. Jadąc do Cervinii (gdzie mieliśmy bazę), wybraliśmy trasę "włoską" - z Wrocławia przez Pragę, Pilzno, Monachium, Garmisch-Partenkirchen, przełęcz Brenner (Hintertux wyglądał ślicznie!), dalej Włochy - cały czas na południe, skręt do Mediolanu i dalej na Aostę. 12 km przed Aostą skręt w prawo na Cervinie. (Wracaliśmy pod tunelem Mont Blanc i Chamonix oraz Szwajcarię)

Z autostrady musieliśmy "wspiąć" się w środku nocy, na odcinku ok. 20 km, o przeszło 1.000m., co przy naszym zmęczeniu i nieznajomości górskiej drogi było dość ryzykowne. Jak się później okazało przegapiliśmy niesamowite widoki, które podziwialiśmy dopiero przy powrocie.

Spaliśmy jak zabici. Za to widok jaki zobaczyliśmy rano spowodował, że opadły nam szczęki. Cervinia leży bardzo wysoko - 2050 mnpm. Mimo to, przez okno, widać było jedynie oślepiająco białą, totalnie ośnieżoną gigantyczną ścianę. Tego nie widać wprost na mapach ale Cervinia z trzech stron jest otoczona ogromnymi (dochodzącymi a nawet przekraczającymi 4.000mnpm) szczytami. Taki widok rzuca na kolana.

Na nartach

Zgodnie z obietnicą wyciągi (o 9 rano już chodziły) były 100m. od nas. Błędem było tylko "podbiegnięcie" do nich. To spowodowało u mnie zadyszkę i podniesienie tętna ponad dopuszczalną normę. Po paru minutach serducho się uspokoiło. Wrocław leży na wysokości około 100 mnpm, różnica wysokości i wynikająca stąd różnica ciśnień (a więc brak tlenu) zrobiła swoje. W kolejnych dniach było już lepiej.

Koszty wyciągów
.Ceny karnetów, które w sezonie (po 20.12) są najdroższe w Europie (236 euro), były w przedsezonie wręcz tanie - 159 euro. Do tego dochodziło 5 euro (zwrotne) za wydanie imiennego chipa na wszystkie wyciągi.

Ruszyliśmy wagonikami na główny punkt "przeładunkowy" strony włoskiej - Plan Maison I (2555mnpm). Po drodze przeżyliśmy szok. Byłem już wcześniej w Trzech Dolinach, Europa Sportregion (Kaprun - Zell am See) i Hintertuxie - nigdzie i nigdy nie było tyle przestrzeni, takich widoków i tak nieprzebranych mas śniegu. Prawdziwe lodowo - śnieżne eldorado. Znajomi, z którymi byłem również nie pamiętali, by kiedykolwiek wcześniej widzieli tyle śniegu, a nie są alpejskimi "nowicjuszami". Wierzcie mi - to naprawdę robiło wrażenie.

Z Plan Maison (są dwa "punkty" nazwane odpowiednio Plan Maison I i Plan Maison II - ten drugi jest położony wyżej od pierwszego) można zjechać czerwoną trójką do Cervinii ale prawie wszyscy przesiadali się na kolejną gondolkę wwożącą nas na Laghi Cime Bianche (2812mnpm). Pod nami, co pewnie często będę powtarzał, niewiarygodne ilości śniegu i lodu. Bajka.

Na tej stacji mamy granicę włosko - szwajcarską i kontrolę paszportową (nas trafiło to jeden raz, można poczekać aż celnik się zmęczy i przestanie sprawdzać, lecz generalnie trzeba jednak mieć przy sobie paszport).

Z tej stacji możemy wjechać jednym, potężnym podniebnym busem mieszczącym 140 osób na Plateau Rosa (na mapach 3480mnpm, na samej stacji napis - 3500mnpm), co oczywiście uczyniliśmy. Łatwo, szybko i przyjemnie. Ania nazwała tego i wszystkie inne ogromne podniebne "transportowce" bykami, i tak już zostało. O genialnych widokach i morzu śniegu już pewnie pisałem? Po wjeździe wyraźnie czuło się dwie rzeczy - zimno i wysokość.

Przed przyjazdem do Cervinii zrobiłem dokładne rozpoznanie terenu "na sucho" i wiedziałem o tym, że region Zermatt-Cervinia jest najwyżej położonym obszarem narciarskim w Europie. To nas (mnie...) naprawdę "kręcilo" ale postanowiliśmy, że pierwszego dnia nie będziemy próbować wjeżdżać na samą górę - Klein Matterhorn (3820mnpm), ze względu na brak aklimatyzacji. W sumie już Plateau Rosa to za dużo jak na raz. Tyle teoria. W praktyce przede wszystkim chciałem wypatrzyć sam Matterhorn (4476mnpm) - zgodnie z mapką miał być od nas (Cervinii) jedynie 4 km w linii prostej. On tam musiał być! A nie było! Dopiero potem zrozumieliśmy. Matterhorn od strony włoskiej ma zupełnie inny kształt. Jest po prostu wysoki (choć bez przesady, szczyty dookoła niego też są ogromne) i ... brzydki! Gdzie ta najpiękniejsza góra świata? Ano w Zermacie, od strony szwajcarskiej! Dopiero od tej strony Matterhorn (a zwłaszcza z oddalonego nieco od niego Rothornu (3103mnpm) lub Gornergratu (3089mnpm) pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Jest niewiarygodnie piękny. W sumie to trzeba by przerobić znane przysłowie na "zobaczyć Matterhorn i umrzeć".

Tego się nie da opisać. Warto zobaczyć. Trzeba zobaczyć! Nawet za 236 euro... Z Plateau Rosa zjeżdżaliśmy długą, pięknie wytyczoną choć nieco zbyt płaską trasą (miejscami chudsze osoby (nie ja) musiały się odpychać kijkami) do leżącego po szwajcarskiej stronie Trockener Stegu (2939mnpm).To z kolei centralny punkt "wyciągowy" w masywie Klein Matterhornu. Tu mieliśmy dwie możliwości - wjechać bykiem na sam szczyt lub zjechać w kierunku Zermattu (1620mnpm). Najpierw zjechaliśmy czerwoną 18 i 17 do Furgg (2432mnpm) - trasa "konkretna", miejscami nieźle stroma ale szeroka i bezpieczna. Tego natomiast nie da się powiedzieć o czarnej 18a - ona jest naprawdę czarna! Bardzo wąska, pełno muld i stromo, że czubków nart nie widać. Może ocena byłaby inna, gdybym potrafił porządnie jeździć? Ja się właściwie zsunąłem... Z Furgg do samego Zermattu wiedzie zamknięta za naszego pobytu czarna 16 (nie była otwarta z niewiadomych powodów - śniegu było mnóstwo, chyba czekali na pełnię sezonu) oraz wyciąg na Schwarzsee (2583mnpm).

Sam wyciąg jest cokolwiek dziwny - wagoniki nie jeżdżą tu jak wszędzie indziej w jednakowych odstępach od siebie, a "stadami" po bodajże pięć sztuk. Po wjeździe na Schwarzsee możemy zjechać niewiarygodnie długą i fajną czerwoną 15, 15a do Furi (1864mnpm - przy końcu przydadzą się kijki), skąd do Zermattu już tylko bykiem lub nowo otwartym "Matterhorn-Expressem". Czarne 13 (słynna Tiefbach) i 14 były zamknięte - to już tradycja u Szwajcarów.

O samym Zermatt nie napiszę zbyt wiele - byliśmy tu tylko "przejazdem" do obszarów narciarskich Gornergratu i Rothornu, nie odwiedziliśmy żadnej knajpki, no i nie mieliśmy okazji zobaczenia Zermattu nocą. A szkoda, bo już to co widzieliśmy z okien skibusu (na piechtę szliśmy tylko raz) prezentowało się super. W sumie słusznie wprowadzono w tym mieście zakaz poruszania się samochodów (z wyj. elektrycznych), bo podobnie jak w Cervinii dolina zamknięta jest ze wszystkich stron "górkami" pod 4000m. Spaliny nie miałyby jak uchodzić znad miasteczka i powstałby problem. Zadziwiające, że Włochom to nie przeszkadza!

Wracając z Zermattu wjechaliśmy na Furi, potem na Trockener Steg i stąd, wbrew logice, pierwszego dnia bykiem na Klein Matterhorna. Emocje i ciekawość okazały się silniejsze niż zdrowy rozsądek. Na górze (3820mnpm) nieźle szumiało nam w głowach. Co ciekawe, sam wierzchołek jest bardzo ciekawy i przypomina ... ser szwajcarski! Aby zjechać ze szczytu, trzeba przejść około 200m. poziomo wewnątrz góry na drugą stronę zbocza. Chodnik jest dłuuugi a niektórzy ludzie chodzą w nim jak roboty - krok, oddech, drugi oddech, krok itd. - jest wysoko, buty narciarskie są ciężkie i niewygodne a narty też swoje ważą. Adrenalinka robi swoje i jakoś leźliśmy do przodu (ja jak zwykle na szarym końcu). A czemu ser szwajcarski, skoro to tylko jeden tunel? Ano bo nie jeden! W połowie chodnika jest odbicie w lewo, skąd można wjechać windą (!!!) na sam szczyt - 3885mnpm! Tam mamy do dyspozycji taras widokowy. I wierzcie mi, jest co oglądać!

Ja tego nie jestem w stanie opisać a Wy sobie wyobrazić. To trzeba zobaczyć! Panorama parudziesięciu szczytów mających ponad 4.000m. (włącznie z Mont Blanc, odległym w linii prostej o ok. 60-70km), biel ponad wszystko, odległości i obszary powodują, że ludzie zachowują się właściwie jak na te warunki, choć obiektywnie odrobinę emocjonalnie. Stoją jak skamieniali, ewentualnie to samo ze szczęką tuż przy ziemi, wyrażają zachwyt w wielu językach albo po prostu płaczą. I nie ma się co dziwić.

Żeby było ciekawiej, nie jest to maksymalna wysokość, jaką tu można osiągnąć. Gdyby chodził orczyk V1, można by wjechać na Gobba di Rollin (3899mnpm) - kiedy tam byliśmy przechodził chyba konserwację - miał zdjęte linki z zaczepami. Wyżej w Europie już tylko helikopterem lub na piechotę. Uprzedzając nieco fakty a wyczerpując temat rejonu Klein Matterhornu trzeba jeszcze powiedzieć o lodowej grocie, która znajduje się zaraz za wyjściem z tunelu, na wysokości 3.800mnpm, a jest otwarta codziennie do godziny 15. Nie ma tam przewodnika ale też i nie trzeba nic płacić za wejście. W środku - zimno i ślisko, mimo wyłożenia chodnika dywanikiem. Za to widoki. Delikatny jasnobłękitnawy odcień lodowca (wchodzimy w niego około 20m w dół i parędziesiąt w poziomie) jest pięknie podświetlany na niebiesko i czerwono. Na końcu osiągamy owalną grotę. Osoby szczególnie wrażliwe na piękne widoki powinny uważać. Tego się u nas nie zobaczy! Wszędzie dookoła lodowe rzeźby, opis tworzenia się i przemieszczania lodowców, historia powstania podziemnej (lodowcowej?) galerii. Rewelacja. Po wyjściu z groty zjeżdżamy do Platy Rosy, skąd jak już wcześniej napisałem możemy skręcić w lewo na stronę włoską lub w prawo na stronę szwajcarską. Osoby, które po skręcie do Zermattu zmienią zdanie nie muszą znowu "zdobywać" Kleina. Po około 1000m. zjazdu jest drugie (tym razem ostatnie) rozwidlenie na Cervinię i Zermatt. W to miejsce możemy się też dostać "podciągając" się orczykiem od strony szwajcarskiej (oznaczony literką "S"), co daje szansę tym, którzy przegapili ostatni wjazd byka na Kleina (15.20) i inaczej byliby odcięci od kwater w Cervinii. W sumie, ze względu na duże odległości, przemieszczanie się pomiędzy Cervinią a Zermattem zajmuje sporo czasu i trzeba to mieć na uwadze przy planowaniu dnia. Wracając na stronę szwajcarską, z Trockener Steg wjechaliśmy orczykami R i R1 bardzo blisko samego Matterhornu. Orczyki są niesamowicie długie i dobrze jest się najpierw opatulić na maxa, bo jest chłodno i wietrznie. Zwłaszcza R-ka robi wrażenie. Na jej końcu (chyba po godzinie...) osiągamy Furggsattel (3365mnpm). W dół zjeżdżaliśmy w puchu (tak z 10-15cm) - dla mnie to był pierwszy raz, no i jak się domyślacie, podobało mi się... Ponieważ zrobiła się mgiełka, odpuściliśmy leżącą najbliżej Matterhornu czerwoną 20b. Szkoda. Z mapy (i naszego doświadczenia co do długości tamtejszych nartostrad) wynika że musiałaby być świetna. Zrobimy ją za rok!

Żeby nie przedłużać opisu tylko jednego z trzech regionów narciarskich Zermattu dodam jeszcze tylko, że niedaleko Trockener Steg jest też halfpipe (to co niektórzy potrafią na snowbordzie, to dosłownie historia!) i sporo mniejszych wyciągów. Wierzcie mi - jest tu co robić.

Co do dwóch pozostałych obszarów - Gornergratu (właściwie Gornergratu, Hohtälli (3286mnpm) i Stockhornu (3405mnpm)) oraz Rothornu, to trzeba zaznaczyć, że nie mają one połączenia "wyciągowego" z rejonem Klein Matterhornu. To ich pierwsza i ostatnia wada. Zjeżdżamy przez Furi do Zermattu i stąd dalej windą (!) do skibusu (z napędem elektrycznym, odjazd co 20-25 minut a powinno być częściej) wybieramy jeden z dwóch wskazanych powyżej obszarów. Jeżeli wybierzemy Gornergrat a jednocześnie często mamy "przyjemność" korzystać z usług PKP, to przeżyjemy szok. Na sam szczyt (3090mnpm) wjedziemy kolejką zębatą, która odjeżdża z centrum Zermattu z iście szwajcarską punktualnością. Dosłownie co do sekundy! Może by tak nasi brali przykład?!

Wracając do meritum - podczas 35 minut jazdy miniemy stacje Findelbach (1771mnpm), Landtunnel (2060mnpm), Riffelalp (2211mnpm), Riffelberg (2582mnpm), Rotenboden (2815mnpm) docierając wreszcie do Gornergratu. Widoki, jakie zobaczymy po drodze, potrafią zrobić wrażenie na największych twardzielach. Są bajeczne. Do tego mili spikerzy (polecam język japoński!) uzupełniają wręcz idealną całość. Na szczycie zbudowano obserwatorium astronomiczne i stację byka na Hohtälli. Możemy też oczywiście tylko podziwiać widoki, zjechać sobie do praktycznie dowolnej niższej stacji kolejki w obrębie rejonu Gornergratu lub do Gant (2223mnpm), która to stacja łączy regiony Gornergratu i Rothornu. Polecam jednak podjechanie bykiem na Hohtälli. Panorama, do tej pory genialna jeszcze się poprawia. Z tej strony Matterhorn wygląda powalająco.

Nie mogliśmy wjechać na sam szczyt tego rejonu narciarskiego (Stockhorn), skąd prowadzi czarna 6a oraz na Rote Nase (3247mnpm) skąd wiedzie czarna siódemka. Szkoda. Za to zjechaliśmy łączonymi czerwonymi trasami 8a,9b i 11b do Riffelalp. Genialna traska. Długa, szeroka i stroma. Do tego widok Zermattu w dole i Matterhornu przed nami. Polecam. Niestety mieliśmy za mało czasu na zobaczenie stacji Platte (2818mnpm) i Triftji (2715mnpm), skąd wytyczono odpowiednio czarną 7c i 7e. Odległość od Cervinii wymusiła pośpiech. Z Riffelalp złapaliśmy pociąg na dół do Zermattu, skibus, dolna stacja rejonu Klein Matterhornu, Furi, Trockener Steg, Klein Matterhorn, zjazd do Plata Rosa i dalej niesamowicie długą i stromą czerwoną siódemką do Cervinii. Tak na nasze oko - co najmniej 10km długości i 1300m. przewyższenia. Najkrócej tą siódemką jechaliśmy 35 minut, najdłużej - prawie godzinę! Ale o samych stokach Cervinii za chwilę.

Teraz ruszamy na Rothorn. Punktem startowym dla tego obszaru jest dolna stacja "podziemnego metra" - Sunnegga Express. Jeżeli ktoś jak ja miał okazję jechać "kretem" na lodowiec Kitzsteinhorn, to dokładnie wie o co mi chodzi. Kolejka jest identyczna. Ja w Austrii wjeżdżałem nią na niecałe 2 miesiące przez jej tragicznym pożarem i teraz czułem się naprawdę nieswojo. Po wejściu do podziemnego hallu dworca mamy do przejścia ok. 200m. do samego wagonu. Zupełnie jak na Klein Matterhornie. W sumie tacy stratedzy jak Szwajcarzy mogliby wpaść na zrobienie urządzenia a'la schody ruchome, które samo podwoziłoby narciarzy z ciężkim i niewygodnym do niesienia ekwipunkiem. I nie jestem konformistą... Kolejka odjeżdża co 10 minut i jedzie chyba nie więcej niż 5 do punku przeładunkowego Sunnegga (2288mnpm). Szybko, prosto i przyjemnie. Z Sunneggi mamy do dyspozycji niebieskie 5 i 5b oraz bardziej wymagającą, czerwoną 2b, którą dojeżdżamy do Patrullarve (2000mnpm). Zarówno z Sunneggi jak i z Patrullarve łapiemy wyciąg na Blauherd (2571mnpm). Z tego szczytu mamy już dużo więcej możliwości. Czeka nas nie tylko dłuuga niebieska czwórka i czerwona 5a ale też czarna 1a. Jak się jednak domyślacie wybraliśmy zdobycie wierzchołka tego regionu - Rothornu (3103mnpm). Dostajemy się na niego najnowszym i największym bykiem. 150 osób pojemności i ponad 500m. deniwelacji. Jazda nim to prawdziwa przyjemność i przedsmak tego, czego doświadczymy na szczycie. Tam bowiem po raz kolejny będziemy musieli wypowiedzieć stwierdzenie, że to miejsce jest najładniejsze. I znowu będzie to prawda.

Może obszar Rothornu jest najniższy ze wszystkich włosko-szwajcarskich gigantów (choć nie jest przecież mały!) ale jest również najbardziej nasłoneczniony, bezwietrzny i po prostu najbardziej przytulny. I te widoki. Matterhorn i Monte Rosa wyglądają niesamowicie. Do tego dwa pobliskie lodowce Findelgletscher i Gornergletscher są wprost na wyciągnięcie ręki. Morze lodu dosłownie otacza wszystko dookoła co w połączeniu z idealnym "słoneczkiem" daje rewelacyjny efekt.

Tu można by spędzić cały dzień na opalaniu się i oddawaniu błogiemu lenistwu. Na przeszkodzie stoją tylko perfekcyjne nartostrady. Gorąco polecam czerwoną 23. W malowniczej scenerii (czyli jak zwykle) dojedziemy nią do Ganta (łącznik obszaru Gornergratu i Rothornu). Stąd ponownie na Blauherd i Rothorn. Nas ciągle pilił czas, więc z Blauherd zjechaliśmy niebieską ("ścianki" na niej były ciemnoczerwone!) trasą 2a do Sunneggi i dalej do Zermattu. Ominęliśmy mnóstwo trasek. Najbardziej żałowaliśmy czerwonej 26 przechodzącej w 22b i niebieską 4 - z Rothornu prosto do Patrullarve. Po drodze mieliśmy czarny łącznik i byłoby długo i ciekawie. Byłoby... Jak to zgrabnie ujął kolega, z czasem jest kiepsko, bo tu wszystkie trasy są niesamowicie długie i po prostu świetne, a gdyby były krótkie i "biedne" to można by ich zrobić więcej. Proponuję Szklarską...

Generalnie cecha charakterystyczna Rothornu to ciepło, słońce, i mnóstwo frajdy - po prostu super. A traski - fantastyczne. Znajomym z którymi byłem właśnie ten region spodobał się najbardziej, i to nie tylko ze względu na walory sportowe...

Pozostaje jeszcze do zaprezentowania strona włoska. Jest to mniejszy region niż łącznie te w Zermacie ale i tak super byłoby mieć w Polsce coś trzy razy mniejszego i z taką infrastrukturą. 135 km tras, mnóstwo śniegu i jedna z najdłuższych tras w Europie. Większość zjazdów na włoską stroną zaczynała się z Klein Matterhornu. Po dojechaniu do Plateau Rosa mieliśmy dwie możliwości - jazdę przez centrum obszaru Cervinii (czyli czerwoną 6 i dalej kolejnymi trasami) lub czerwoną 7. Właśnie ta 7 nas zabijała. Codziennie, po wielu godzinach ciężkiej fizycznej pracy musieliśmy jeszcze pokonać ten zjazd. Jak ktoś tam był i nią zjechał to wie o czym piszę. Trasa jest bardzo długa (myślę, że ponad 10 km) a licząc od Kleina to deniwelacja wynosi około 1300m. Wierzcie mi, jest co robić. Jeszcze dłuższa (podając za skiatlasem) jest sztandarowa czerwona 1 - 22km długości i 1800m. różnicy poziomów! Zjeżdżamy nią do wioski (miasteczka?) Valtournenche (1524mnpm). Stamtąd mozolne wciąganie się gondolką i kilkoma orczykami na górę. Jak mamy siłę i odpowiednią ilość czasu to możemy dobić się do Plan Maison i stamtąd "zrobić" kilkanaście różnych tras i wyciągów. Przeważają czerwone, na które nie będziemy narzekać. Słowo! Jak się przekonaliśmy górne odcinki tych nartostrad to często puch.

mapa Mapa tras
mapa Mapa tras
mapa Mapa tras