O której godzinie by się nie przyjechało do centrum popularnego „Szpindla” wszędzie widać narciarzy, którzy nie paradują jak po Krupówkach, by pokazać najnowszą kolekcję narciarskiej odzieży. Wypakowują narty, walczą z butami, po czym wsiadają do skibusa, który zawiezie ich w kilka minut pod sam wyciąg. Jak na jedną z największych stacji narciarskich w Czechach, mało tu szpanu, a dużo skupienia i niecierpliwego oczekiwania, kiedy w końcu zacznie się jazda.
Dwa główne tereny narciarskie to Svatý Petr i Medvědín, między którymi kursuje darmowy skibus. Na początek najlepiej wjechać nowoczesną 6-osobową kanapą na Pláň. Zaczynająca się tu trasa „Turystyczna” (nr 2) to piękny, prawie trzykilometrowy zjazd, wśród lasów, z widokami na miasteczko i jego górskie otoczenie. Następnie warto pojechać na Hromovkę, gdzie trasy są już znacznie trudniejsze. Dla najlepszych i najsprawniejszych narciarzy wyzwaniem będzie czarna slalomowa trasa na Stohu, położona w pobliżu i obsługiwana przez orczyk.
<content>19112</content>
Medvědín jako teren narciarski jest nieco mniejszy, ale jako góra – wyższy i bardziej wymagający. Jest tu też jedna niebieska trasa, wiodąca głównie lekko nachyloną drogą stokową, ale piękniejsze są czerwone trasy wiodące równolegle do trasy kolejki krzesełkowej. Wierzchołek Medvědína, przy pięknej pogodzie i dobrej widoczności, dostarcza wrażeń, jakich nie można doznać w żadnym innym ośrodku narciarskim w Czechach. Nad wyrównanymi, zalesionymi grzbietami podnosi się, odsłonięty, pokryty grubą puchową czapą grzbiet Karkonoszy, w których dominuje pięknie urzeźbiona Luční hora – drugi najwyższy szczyt Republiki Czeskiej. Na lewo od niej wychyla się niepozornie stąd wyglądający stożek Śnieżki. Jest jeszcze trzeci teren – Labská, do którego można zjechać z Medvědína, ale potem ciężko wydostać się z powrotem i trzeba korzystać ze skibusa.
<content>41639</content>
Ogólnie są trzy rzeczy wyróżniające Szpindlerowy Młyn jako świetne miejsce na narty, pomijając już sprawę jego wielkości i ilości tras zajazdowych.
- Po pierwsze – są tu znakomite warunki śniegowe. Śnieg pada często, dzięki czemu najczęściej jeździ się po naturalnym a nie sztucznym. Bywają lata, że sezon trwa tu pięć miesięcy.
- Druga sprawa – zdecydowana większość tras jest naprawdę szeroka. I mimo, że w zimowe weekendy w „Szpindlu” bywa tłoczno, to na trasach nigdy nie traficie na dantejskie sceny, jakie potrafią mieć miejsce, dajmy na to w Białce, gdzie każdy stok z konieczności zamienia się w slalomowy. A przecież narciarzy jest tu momentami tak wielu, że nie bez powodu żartobliwie mówi się o miasteczku, że to „najmniejsza dzielnica Pragi”.
- No i trzecia w końcu rzecz – świetna organizacja przestrzeni narciarskiej. Szpindlerowy Młyn pokazuje, że można tak poukładać stację narciarską, że z jazdy czerpie się jak najwięcej radości. To nie jest miejsce, które szokuje nowoczesnością – kolejki są nowe, ale daleko im do technologicznych wodotrysków w stylu słowackiej Jasnej. Ale wszystko działa tu jak należy – w dzień szaleje się na „nieprzeludnionych” stokach, wieczorem można iść do knajpy, aquaparku, na spacer, albo schronić się w hotelu czy na kwaterze bez świadomości, że znajdujemy się w środku mrowiska. Przestrzeń jest cechą zasadniczą i wszechobecną tego pięknego kurortu.
A co do samego miasteczka jeszcze. Dzięki temu, że leży u zbiegu potoków, zabudowa rozpełzła się po okolicznych dolinkach, stokach i dawnych osadach pasterskich i leśnych. Centrum, ciągnące się wzdłuż Łaby jest niewielkie, ale bardzo malownicze, zabudowa w większości stylowa i niewiele zeszpecone przez wielkie inwestycje hotelowe z lat 70. i 80. Ma swój styl i urok, ale ma też szeroką ofertę rozrywkowo-gastronomiczną. 52 restauracje, 17 winiarni i dyskotek, tenis, squash, baseny, fitness-centra i wszelkie tego typu atrakcje. A do tego bardzo, bardzo duża i zróżnicowana baza noclegowa. Szpindlerowy Młyn na tle większości ośrodków narciarskich w Polsce wydaje się być kurortem kompletnym.
Co prawda niektóre starsze krzesełka nadają się już do wymiany na nowsze, ale obcy współgospodarz terenu – słowacka spółka TMR (do której należy Jasna, Tatrzańska Łomnica i Szczyrbskie Pleso, a w Polsce – Szczyrbowski Ośrodek Narciarski) już zapowiedział inwestycje w infrastrukturę.
Jedną z rewolucyjnych zmian w „Szpindlu” ma być połączenie obu terenów nie tylko skibusami, ale i wyciągami. Drugą wielką innowacją, w porównaniu z okresem sprzed kilku lat jest możliwość korzystania ze skipassa GoPass, który umożliwia także szusowanie w innych ośrodkach należących do Słowaków.
W sumie ocenić Szpindlerowy Młyn należy bardzo pozytywnie, mimo że ma swoje wady, to jednak możemy takiej stacji narciarskiej Czechom pozazdrościć. Miejmy nadzieję, że nowe inwestycje w Szczyrku od przyszłego sezonu będą zmieniać tą miejscowość właśnie w tym kierunku. Czego życzymy i narciarzom, i sobie.