Skip to main content

Les Arcs - recenzja

Autor: |
Autor na trasie
Autor na trasie

Wiosenne narty we Francji.

Wyjeżdżony, opalony i zadowolony chciałem podzielić się z wami wrażeniami z tygodniowych nart w Les Arcs - Francja ( 1860 km z Lublina) Les Arcs, mało popularna w Polsce stacja narciarska ( przez tydzień nie spotkaliśmy ludzi z Polski), a właściwie 3 stacje narciarskie, bo Les Arcs to trzy skupiska, na wysokościach: 1600, 1800 i 2000.

Podróżowaliśmy tam w ostatnim tygodniu marca. Pakując narty do samochodu okazało się, że zamiast we trójkę z przyczyn niezrozumiałych nam jedziemy we dwójkę. No cóż, piątek, dochodziła 21sza, więc nie było wyboru. Ruszyliśmy w długą drogę z Lublina. Pogoda doskonała do jazdy, suchutko i bezchmurnie. O 4 tej nad ranem wyśmienita pizza w Bolesławcu ( 24h !) zregenerowała nieco nocne zmęczenie. Około 10:00 obowiązkowa przerwa na "Małysza", gdzieś niedaleko Karlsruhe. Dwie godzinki oderwania się od foteli samochodowych to zdecydowanie dobry pomysł a zważywszy radość ze zdobycia przez Pana M pucharu Świata to także przyjemność.

Dalej w drogę, szybko połykaliśmy kilometry czarną Oktavią 1,8T, ale ona równie szybko połykała paliwo. Nienasycona w obie strony połknęła tego za jakieś 300 Euro. Ok 15:00 mieliśmy do pokonania niecałe 150 km. Okazało sie jednak że ruch lokalny w sobotnie popołudnie na trasie Annency - AlbertVille - Moutier - Bourg St. Maurice to straszna sprawa i dopiero po 18:30 zasiedliśmy przy kolacji u mojej wspanialej rodziny w Bourg St. Maurice. Po kolacji udaliśmy się do znanego mi wcześniej miejsca w górach na wysokości 1200 , gdzie czekało na nas nasze studio. Jak przystało na góry we Francji studio oczywiście było otwarte, jakby czekało od dawna na mnie a klucz był "tam gdzie zwykle".

Podróż na tyle dała nam się we znaki, że po paru piwkach spaliśmy jak susły do 9 rano. Śniadanko, szybkie zakupy w mieście i ok. 11 jesteśmy przy kasie i nabywamy 6-dniowy skipas ( 171 EUR). Potrzebna jest aktualna fotografia, bierzemy mapki wyciągów i zjazdów i jazda na górę. Już na samym początku atakujemy Aquille Rouge 3223 mnp. Jest super. Słońce totalne. Pamietam że przed 11ta było ok 15 stopni w cieniu na 1200 mnp. Na 3200 dech zapiera nie tylko z powodu widoków ale przedewszystkim braku tlenu, choć z pewnością Mount Blanc widziany jak na dłoni również robi swoje. Do dyspozycji mamy na Aquille Rouge najdłuższe zjazdy w Les Arcs ok. 5,8 km Arandelieres czerwony i czarny znacznie dłuższy ponad 7 km. Czerwony jest przygotowany bajkowo, jak na prawie 12 godzine to byłem w szoku. Wychodząc z kolejki mam w pamięci napis - Expert Skiers Only, do not fall or loose a ski. Expertem to ja nie jestem ale rozejrzałem sie wkoło po ludziach i zdecydowanie stwierdziłem no problem, idę. Ci ludzie wyglądali normalnie nie na jakichś atletycznych narciarzy wiec poszedłem - później czyniłem to wielokrotnie. Trasa extra, mocno strome ścianki wystarczająco szerokie dla bezpiecznej jazdy kilku naraz. Zdarzało się jednak kilka nudnych trawersów, choć czy ja wiem nudnych? Były wąskie i nad pionowymi ściankami wiec nie były wcale nudne.

Początek minął na rozpoznaniu. Oczywiście wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski. Jeden z nich był następujący - piwo po 5,40 Euro za kufelek jest stanowczo za drogie. Drugiego już dnia alpejski śnieżek chłodził więc naszego supermarketowego Kronnenburga wytransportowanego na moich pleckach.

Les Arcs to dwa pasma górskie. Można jeździć od strony wiosek 1600 i 1800 ( choć wiosną jest tam zdecydowanie gorszy snieg) lub po drugiej stronie pasma od strony wioski 2000. Zdecydowanie najciekawsze zjazdy są od strony 2000, właśnie na masywie Aquille Rouge. Koniecznie trzeba wspomnieć, że właśnie na tym masywie jest trasa, na której ustanowiony został rekord świata w prędkości zjazdu (trasa na prawdę robi wrażenie), który wynosi ponad 240 km/h. Co prawda w czasie naszego pobytu trasa była z nieznanych nam przyczyn zamknięta i całe szczęście - nie mieliśmy głupich pomysłów żeby spróbować. Aha za zjazdy z radarowym pomiarem prędkości płaci się chyba ok. 19 Euro.

Bardzo ciekawą i zróżnicowaną trasą okazał się prawie dwukilometrowy zjazd Grand Col. Stromo szeroko , jednak trochę muldziasto na początku ale do przejechania bez specjalnej walki. Potem już poezja ( jak widzicie nie jestem zwolennikiem muld ). Muszę zresztą powiedzieć że muldy to tutejsza specjalność. Jest ich bardzo dużo off piste ale również na czarnych trasach, które jak zauważyłem od czerwonych różnią się właśnie obecnością i wielkością muld.

Zdecydowanie moją ulubioną była trasa Plagnettes, niezbyt długa lekko ponad kilometr ale równomiernie nachylona ok. 25%. Jej zakończenie, przy drewnianych ławach z oparciami to nasza piwna lodóweczka, gdzie w alpejskim śniegu chłodziły się nasze browce. Jedyny minus to wyciąg talerzykowy, który po jeździe "w dół i w górę" (kolejki do wyciągów formują się tu jedynie przed zamknięciem tras, kiedy każdy chce opuścić trasy w tym samym czasie) dawał się, co nieco we znaki. Alternatywą był zjazd dwa kilometry dłuższy po niebieskiej trasie, czasem z pomocą kijków do fajnego krzesełka nr.36, którego górną stacje można zobaczyć w webcamie:

http://www.ski-lesarcs.com/gb/webcam.php

Reasumując - świetnie, polecam. Trasy dobrze przygotowane, zróżnicowane. Dobra infrastruktura, darmowe kibelki, najwyższy na 2600. W czasie lunchu zupełnie pusto, można pośmigać niemal samemu na stoku. Ogółem ponad 200 km tras. W grudniu 2003 startuje 200 osobowa dwukondygnacyjna kolejka LesArcs - La Plagne ( 4 min.) co znacznie zwiększy ilość dostępnych tras do 425 km!!! Świetne miejsce na wyjazd rodzinny gdyż są wyciągi ( nawet krzesełka), na które jest wstęp wolny - bez skipasa!!!! - idealne dla początkujących lub dzieci. Śmiało można dzieci zostawić z żonką a samemu oddalić się na większe górki.

Autor na trasie Autor na trasie
Autor na trasie Autor na trasie
Autor na trasie Autor na trasie
Mapa tras Mapa tras
Mapa tras Mapa tras
Mapa tras Mapa tras